Szłam już od jakiś 5 minut. W końcu wyłonił się bardzo dobrze mi znany budynek- mój dom. Gdy weszłam do środka panowała głucha cisza. Raz nie raz słychać było w oddali tykanie zegara, który znajdował się w salonie. Ściągnęłam jeansową kurtkę, buty i wślizgnęłam się do swojego pokoju. Rzuciłam swoimi rzeczami na łóżko. Stanęłam przed wielkim lustrem, które stało niedaleko moich szafek. Wyglądasz jak gówno..~ rzekło moje sumienie. Tak wiem, jestem jednym wielkim gównem.. Włosy w nieładzie, oczy czerwone i napuchnięte od płaczu, makijaż cały rozmazany po policzkach. Zasłużyłaś na to Taylor ~sumienie nie dawało spokoju. Czym? Czym ja sobie na to zasłużyłam ja się pytam? Czy ja zawsze muszę napotykać na takich debili? Najpierw Ross, potem Harry, a teraz znowu Ross.. Ugh! Usiadłam przy toaletce i zaczęłam zmazywać make-up. Gdy już skończyłam poszłam się wykąpać, wracając do pokoju już w pidżamie rzuciłam się na łóżko i postanowiłam zasnąć... W końcu! Leżałam już z zamkniętymi oczami, gdy nagle ze stanu marzyciela wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. Zaczęłam macać ręką po szafce w celu odnalezienia go. Gdy już go miałam w dłoni jednym ruchem odebrałam nie zerkając nawet kto dzwoni.
** - Hallo? - wysapałam zmęczona.
- Abby.. Pomocy! - krzyknęła w moje ucho.
- Rydel? Co się stało? - spytałam o wiele spokojniejsza od blondynki.
- Ross... Jest w szpitalu! - krzyknęła zrozpaczona.
- Co?! Jak to? - pytałam nerwowo.
- No, ja, nie, bo.. - plątała się.
- Ok, powiedz mi na jakiej ulicy jest szpital, ja zaraz przyjadę. - uspokoiłam ją.
- Emm.. Ulica Boar Lane. -odparła.
- Zaraz będę. - rzuciłam krótko i rozłączyłam się. Ubrałam jakieś ubrania, które leżały na brzegu w mojej szafie.
- Ok, powiedz mi na jakiej ulicy jest szpital, ja zaraz przyjadę. - uspokoiłam ją.
- Emm.. Ulica Boar Lane. -odparła.
- Zaraz będę. - rzuciłam krótko i rozłączyłam się. Ubrałam jakieś ubrania, które leżały na brzegu w mojej szafie.
Włosy spięłam w luźny kok. Wzięłam telefon i zbiegłam najszybciej jak mogłam po schodach. Na szczęście udało mi się to zrobić naprawdę cicho. Weszłam do garażu i zaczęłam rozglądać się. Czym mogę szybko dojechać tam? Rolki? Za wolne. Rower? Zepsuty. Hulajnoga? Za mała. Przecież samochodem nie pojadę, bo nie mam prawka. Nie chce, żeby ktoś mnie zawoził, bo będzie dramat. No tak! Luke na święta dał mi elektryczną deskorolkę.
Jest w miarę szybka. Ok, tylko gdzie ona jest. Zaczęłam się dokładniej przyglądać wszystkim półką w garażu. Po kilku sekundach znalazłam deskorolkę, była na najwyższej półce. Ściągnięcie jej sprawiło mi trochę problemów, gdyż deska ważyła jakieś 10 kg, a to nie jest mało. Potem weszłam na sprzęt i ruszyłam w stronę szpitala. Ulica Boar Lane znajdowała się około dwie przecznice dalej od mojego domu. Po 10 minutach znalazłam się pod wielkim budynkiem, który podświetlony był wieloma niebieskimi światełkami. U góry widniał również wielki granatowy napis ,,Hospital''. Bez zastanowienia rzuciłam deskorolkę w krzaki (miałam wtedy pewność, że nikt nie ukradnie jej, a nie mogłam jej wziąć do szpitala). Wbiegłam do tego ogromnego budynku, uważnie rozglądałam się w poszukiwaniu Rydel i spółki. Przebiegłam cały pierwszy parter i nigdzie ich nie było. Zauważyłam jakąś pielęgniarkę podeszłam do niej.
- Dobry wieczór. Może mi pani powiedzieć gdzie leży Ross Lynch? - spytałam grzecznie.
- A czy jest pani rodziną?
- Yyy.. Nie. - powiedziałam cicho.
- To nie mogę udzielić pani takich informacji. - odpowiedziała, ominęła mnie i weszła do jakiejś sali.
- Cholera. - krzyknęłam już do siebie. Dobra Abby bierzemy się za drugie piętro. Zaczęłam biec, zauważyłam windę, podbiegłam bliżej drzwi. Chciałam właśnie nacisnąć guzik, gdy spostrzegłam małą karteczkę ,,Awaria! Winda nie działa!''. No to lecisz po schodach blondyneczko. Gdy już pokonałam te piekielne schody pierwsze co mi się rzuciło w oczy to blondynka stojąca tyłem. Ubrana była w kwiaciastą, lekką sukienkę a to miała także jeansową kurtkę i brązowe botki. Wszędzie rozpoznam tą figurę- była to Rydel.
- Hej, Rydel! - krzyknęłam. Blondynka odwróciła się i sztucznie uśmiechnęła.
- Hej Abby. - powiedziała i rozłożyła ręce czekając, aż ją przytulę. Podbiegłam do niej i objęłam ją jak najmocniej umiałam, ona zrobiłam to samo. Po kilku minutach takich czułościach Rocky wkroczył do akcji.
- Dziewczyny nie chce nic mówić, ale nasz brat, a twój... nie wiem chłopak - zwrócił się do mnie. - leży połamany w śpiączce na tej sali. - dodał pokazując palcem na drzwi.
- Masz rację idziemy do niego. - rozkazała Rydel.
- Ej.. Ross nie jest moim chłopakiem, nawet nie śmiem nazywać go kolegą. - powiedziałam stanowczo.
- Dobra, nie ważne. - burknął Rocky. Weszliśmy na sale, chłopak leżał jakby martwy. Był cały blady (nie licząc miejsc zakrwawionych). Miał podłączane do siebie mnóstwo kabli. Komputerek, który stał obok jego łóżka cały czas pikał. panowała grobowa cisza.
- Co mu się właściwie stało? - spytałam, aby przerwać cisze, która mnie przerażała.
- Ross miał wypadek na motorze. - odezwał się Ellington. Ja nie mogę.. przecież jakbym wtedy nie poczuła od niego tego alkoholu to leżałabym obok niego. Jaki on jest nie odpowiedzialny to, aż straszne. Teraz już wiem nie chce mieć z nim nic wspólnego. Postanowiłam to sobie i muszę się tego trzymać. Oczywiście spełnię swoją obietnicę jak wyjdzie ze szpitala. Teraz muszę z nim tu być ze względu na Rydel. Przy mnie ta blondyneczka czuję się lepiej. czego się nie robi dla przyjaciół? Nagle ktoś wszedł do sali. Był to koleś w białym fartuchu (czyt. lekarz)/
- Witam mam dla państwa wyniki prześwietleń i badań krwi. Mogę je tu przedstawić? - spytał. Wszyscy tylko pokiwali twierdząco głową. - A więc pan Lynch ma lekko zbitą czaszkę, gdyż nie miał na sobie podczas jazdy kasku. Upadł również na krawężnik i złamał sobie trzy pary żeber. Obandażujemy je po jakimś czasie się zrosną, ale będą go boleć okolice płuc, żeber i żołądka. Jeśli chodzi o śpiączkę nie jesteśmy w stanie ocenić kiedy pacjent się obudzi.. Może to nastąpić w przeciągu kilku dni a może trwać to kilka lat. - kończąc podrapał się po szyi i zrobił krzywą minę. Ja stałam osłupiona. Prawie się nie ruszałam. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Kilka lat? - usłyszałam za sobą gorzki płacz Rydel...
Mam nadzieję, że się poprawiłam.. Ostatnio miałam błędy ;c Przepraszam ze nie, ale zaczynam dopiero i uczę się na błędach. Mam nadzieję, że ten wyszedł mi lepiej niż poprzedni c;
Całkowicie inaczej patrzy się na taki rozdział. W poprzednich wszystko było jedną wielką kupą bez ładu i składu.
OdpowiedzUsuńW końcu są dialogi od myślnika( prosiłam o nie pod każdym rozdziałem).
Widać, że nas posłuchałaś.
Brawo. Oby tak dalej.
Musisz nadal pracować, a w końcu będziesz pisać lepiej.
Szkoda, że posłuchałaś moich rad dopiero kiedy rozdział skomentowały inne blogerki.
Cóż, ja zmykam.
Powodzenia w pisaniu.
Musiałam mieć więcej osób, aby stwierdzić czy zmienić, czy nie jak to powiedzenie było ,,Jedna jaskółka wiosny nie czyni.'' :) Cieszę się, że się podoba xoxo
UsuńSuuuper *_* No poprostu niewiem ci napisać xDD Mi się blog baardzo podoba . No masz talent dziewczyno! Dawaj jak najszyciej next'a ❤💙
OdpowiedzUsuńSuuuper *_* No poprostu niewiem ci napisać xDD Mi się blog baardzo podoba . No masz talent dziewczyno! Dawaj jak najszyciej next'a ❤💙
OdpowiedzUsuńNajlepszy jak zawsze :) ale to już wiesz <3 Mam nadzieję, że dasz szybko nexta :) //Angelika
OdpowiedzUsuńHhahah.
OdpowiedzUsuńCzytam twoją odpowiedz dla Zawsze Uśmiechniętej. Musiałaś sprawdzić czy większość za tym będzie? Kobieto, to był błąd. Stawianie spacji przez znakami jest błędem i nie ma się nad czym zastanawiać. To jak nie stawiać przecinka przed "Ż".
Jednak cieszę się że posłuchałaś nas, starych blogerek.
Warto czasem posłuchać rad, a nie je olewać.
Powodzenia życzę w dalszym pisaniu.
Pa.
Jahson.
Zawsze uśmiechnięta nie pisała mi o stawianiu spacji...
UsuńZostałaś nominowana do LBA :)
OdpowiedzUsuńhttp://wszystko-zacznie-sie-od-nowa.blogspot.com/2016/03/witajcie-zapewne-jak-juz-widzieliscie.html?m=1
Nominowałam Cię do LBA! :3 Pytania znajdziesz tutaj: when-nobody-is-watching-r5.blogspot.com/2016/03/liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuń