poniedziałek, 13 czerwca 2016

Rozdział 22- ,,Pamiętasz? Mieliśmy przetrwać wszystko.''

Zamknęłam oczy i tylko czekałam, aż kula przebije moją głowę. Po dłuższej chwili otworzyłam oczy, a mężczyźni patrzyli na mnie z diabelskim uśmieszkiem. Pistolet nie był już na mnie wymierzony, lecz luźno zwisał w dłoni jednego z nich. Po chwili kiwnęli do siebie i zaczęli powoli wychodzić z pomieszczenia. Nagle jeden z nich podszedł do mnie i  przystawił mi pistolet prosto przy skroni. 
-Boom! - szepnął. Lekko się wzdrygnęłam na co facet zaśmiał się szyderczo. Popatrzałam na niego z wściekłością, po czym wyszedł razem z tym drugim. Zostałam sama. Czas leciał nie ubłagalnie. Nadal tkwiłam w tym ,,więzieniu'' już od 5 dni. Miałam już wyrobioną rutynę. Budziłam się, brali mnie do wszelkiego rodzaju ciężkich prac i padałam ze zmęczenia na twarz. Tak było codziennie. Powoli nie dawałam sobie z tym rady. 

*Oczami Rossa*


-Przypomniało mi się, że Abby jest u mojej siostry -zacząłem wymyślać.
-Od kiedy?! -spytał zdziwiony. 
-Od dzisiaj, pewnie minęliśmy się po drodze gdzieś. To ja idę... Do widzenia -powiedziałem i już chciałem wyjść
-A kiedy wróci? -zawrócił mnie jego krzyk. 
-Przyjechała do nas na kilka nocy -odpowiedziałem i wyszedłem. Wsiadłem do auta i ruszyłem przed siebie. Szukałem, szukałem i szukałem blondynki, a ona jakby zapadła się pod ziemie. Nigdzie jej nie było. Jeździłem po całym mieście już przez 5 dni. Byłem mega zmęczony, dziennie śpię około 3 godziny na dobę. Byłem żywym trupem. 

*Oczami Abby*

Wróciłam już po ciężkiej pracy do swojej piwnicy. Dziś musiałam zająć się podnoszeniem wiadra z wodą, i tak non stop, od rana do wieczora. Położyłam się na łóżku, zaraz mieli przyjść Ci mężczyźni, aby znów mnie zamknąć w tym starym pomieszczeniu. Co noc mnie zamykali na klucz, nie wiem pewnie dlatego, że mogłam uciec. Jednak tej nocy stało się zupełnie coś innego. Nagle spostrzegłam, że kluczyk, którym mnie zamykali został w drzwiach. Szybko podbiegłam do drzwi i zamknęłam się na klucz. Po chwili zaczęli się dobijać do zamkniętych już zbitych desek. Moje serce zaczęło walić jak szalone. Bałam się, że przez to będę miała jeszcze bardziej pogorszoną sprawę. Skuliłam się w mały kłębuszek, zamknęłam oczy i zatkałam rękoma uszy, by nie słyszeć tych przeraźliwych krzyków. Zaczęłam spokojnie kołysać się na tapczanie. Moje oczy tego wieczoru już się nie otworzyły, gdyż zasnęłam. Obudziłam się lekko zdezorientowana, do drzwi dobiegały trzaski, uderzenia itp. Ktoś próbował się do mnie dobić. Patrzyłam na już ruszające się od uderzeń drzwi. Nagle wyskoczyły one z zawiasów. Upadły z wielkim hukiem na ziemię, kurz uniósł się wokół. Po chwili zza zasłony pyłu wyskoczył Ross. Ubrany w czarny garnitur, białą koszulę i czarny krawat. Mój strach ze stanu krytycznego zszedł na średni. Moje serce nie biło już tak mocno jak jeszcze 5 minut temu. 
-Abby! -krzyknął zadowolony.
-Ross! -powiedziałam bliska płaczu. Chłopak pomógł mi wstać, po czym mocno przytulił. 
-Kocham Cię! -szepnął. 
-Ojej ojej, co za czułości... -ktoś powiedział. Odwróciliśmy się gwałtownie. Stali tam ci sami faceci co zamykali mnie w tym fatalnym miejscu. Razem z nimi było z 10 uzbrojonych ,,żołnierzy'' z pistoletami wymierzonymi na nas. Spojrzałam na nich z pogardą. Ross nadal trzymał mnie za rękę. 
-Proszę, proszę, proszę kogo my tu mamy? - spytał retorycznie jeden z nich. 
-Lynch, Ross Lynch! Przyszedłeś uratować swoją laleczkę? -odparł drugi. Spojrzałam na blondyna. Maił wymalowaną na twarzy złość. Patrzył z niedowierzaniem na oby dwóch chłopaków. Spuścił głowę i zaczął nią kręcić. 
-Pamiętasz go? -brunet wytknął przed twarzą Rossa zdjęcie jakiegoś chłopaka -Mógłby spokojnie sobie żyć, ale jakiś debil go zabił! - ryknął. 
-No nie wiem czy tak spokojnie, dręczyłoby go sumienie.. -powiedział Rossy. Brunet podszedł do blondasa i walnął go z pięści w twarz. Od razu zaczęła płynąć czerwona maź z nosa Rossa (jaki rym~od aut.). 
-Co ty robisz?! -oburzyłam się i objęłam twarz blondyna swoimi ciepłymi rękoma. Po chwili musnęłam lekko jego usta. 
-O matko! Rzygam na Was -odparł szatyn. Ross odwrócił się twarzą do nich i głupi się uśmiechnął. 


-Zazdrościsz, bo wiesz, że nigdy tak nie będziesz miał chuju? -rzekł pewny blondyn. 
-Nie no weźcie mnie trzymajcie, bo zabije gnoja! -wydarł się i już chwycił za pistolet. W jednej krótkiej chwili było słychać strzał i dalej cisza....





PRZEPRASZAM! Przepraszam, że tak rzadko dodaje rozdziały,
ale brakuje mi czasu :/ Mam nadzieję, że w wakacje zepnę dupę
i dodawanie rozdziałów znowu się wyreguluje do co tydzień ;) 
Podoba się? 

6 KOMENTARZY= NASTĘPNY ROZDZIAŁ <3