czwartek, 31 marca 2016

Rozdział 14- ,,Zanim kogoś zranisz stań na jego miejscu, poczuj jak to boli.''

Otwarłam usta ze zdziwienia. 
- Nie jestem skarbem... Na pewno nie twoim - rzekłam oburzona. 
- Abby przepraszam Cie..
- I co myślisz, że jedno głupie ,,przepraszam'' wszystko załatwi? - spytałam retorycznie - Mylisz się Ross. 
- To co mam zrobić? - rzekł spanikowany.
- Nic - odparłam i wyszłam z sali. 


*2 miesiące później*

Moje życie w końcu się ustabilizowało. Muszę się przyznać, że Arthur jest moim chłopakiem, a Anna moją przyjaciółką. Są oni rodzeństwem. Przyjechali do LA z Polski. W sumie w Polsce jeszcze nigdy nie byłam. Ciekawe jak tam jest? Z ich opowiadań wnioskuje, że to wspaniały kraj. Z Rossem nie utrzymuje kontaktu, ostatni raz widziałam go jakiś tydzień temu w sklepie z jakąś dziewczyną. Pewnie sprowadził sobie nową prostytutkę. W sumie to mnie nie obchodzi, mam teraz Arthura i wystarcza mi on. Właśnie leżeliśmy na moim łóżku wpatrując się w gwiazdki, które były przyczepione do mojego sufitu. Przykleiłam je jak byłam mała z moim tatą i Alex'em. Tęsknie za tymi czasami. Tęsknie za tatą. 
- One świecą? - spytał zdziwiony Arthur.
- Tak głuptasie - zaśmiałam się. Chłopak oparł się na łokciach tak, że jego twarz była naprzeciwko mojej. 
- Kocham Cię Abby - wyznał, zbliżył się do mnie i lekko musnął moje wargi. 
- Ja ciebie też Art - chłopak na te słowa uśmiechnął się, lecz momentalnie spoważniał - Hej co się stało? 
- Abby.. - zaczął i podniósł się z łóżka - Muszę wyjechać. 
- Co? Jak to, gdzie? 
- Do Polski, moi rodzice potrzebują pomocy - spuścił głowę. Podeszłam do chłopaka i mocno go przytuliłam. 
- Przecież to nic nie oznacza, przetrwamy ten okres, a jak wrócisz to wszystko wróci do normy - powiedziałam nie odrywając się od niego. 
- Abby, ja nie wrócę. Jadę tam na stałe. Anna zostaje - odsunął się ode mnie - Musimy się rozstać. Nie będziemy w stanie się tak często spotykać. Wierzę, że znajdziesz sobie kogoś i on Cię nie zostawi. Wiedz, że Cie kocham aniołku - mówiąc to pocałował mnie w czoło i wyszedł. Zaczęłam płakać. Z moich oczu leciały wielkie i gorzkie łzy. Łzy smutku i tęsknoty. 
- Abby! - usłyszałam krzyk mamy. Szybko otarłam łzy i zbiegłam na dół. W salonie siedziała mama, mój ojczym, Alex, Luke, Christian, Michael i David. 
- Płakałaś! - krzyknął Luke, gdy tylko przekroczyłam próg salonu. 
- Nie prawda - westchnęłam spokojnie. Luke zrobił minę typu: ,,Kogo próbujesz oszukać?'' podszedł do mnie i mnie przytulił. 


- O co chodzi? - spytał nie odrywając się ode mnie. 
- O nic, naprawdę. Po prostu długo nie mrugałam - palnęłam bezmyślnie. Luke z reszta jak inni zebrani w pomieszczeniu zaczęli się śmiać.
- Okey, nie mieliście nam czegoś do powiedzenia? - odezwał się Chris.
- Wyjeżdżamy - odezwał się Adam (ojczym). 
- Gdzie?! - spytał zdziwiony Alex. 
- Do Hiszpanii, tam mamy do załatwienia kilka ważnych spraw, ale przecież jesteście już dość odpowiedzialni - powiedziała mama z uśmiechem. 
- Kiedy? - spytałam.
- Dziś na wieczór - odezwał się mężczyzna. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Wszyscy wymienili po sobie spojrzenia. Moja rodzina jest bardzo leniwa, więc szukali ofiary, która musi iść otworzyć. Po chwili wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie. Wywróciłam oczami i podeszłam do drzwi. Gdy je otworzyłam moim oczom ukazał się wysoki brunet w średnim wieku. 
- Abby? - spytał z nutką wzruszenia w swoim głosie. 
- Em.. tak? Skąd pan mnie zna? - zdziwiłam się. 
- Ja..- zaczął. 
- Jimmy?! - usłyszałam krzyk mamy zza swoich pleców - Co ty tu robisz? Umówiliśmy się jakoś tak? Miałeś nigdy w życiu do nas nie przyjeżdżać! - krzyczała jak opętana.
- Nie mogę! Rozumiesz? - odparł mężczyzna.
- Wyjdź! Wyjdź z mojego domu - rozkazała moja rodzicielka. 
- Mamo o co chodzi? - spytałam stojąc jak słup soli. 
- O nic kochani idź do salonu.. 
- Abby jestem Twoim tatą! - krzyknął mężczyzna. Po chwili całe moje rodzeństwo zjawiło się obok nas łącznie z Adamem. 
- Co się tu do cholery wyrabia?! Wytłumaczy nam to ktoś? - krzyknął wkurzony Luke. Mama spojrzała na Adama, ten chwycił kurtkę i wyszedł. Jej spojrzenie wylądowało na mnie. 
- Co to miało znaczyć ,,jestem Twoim tatą''? - zwróciłam się do mężczyzny. 
- Taka jest prawda, nie oszukuję Cię - powiedział.
- Przecież to nie prawda nasz tata umarł! - krzyknęłam. 
- To było tylko i wyłącznie kłamstwo. Wcale nie umarłem. Stoję tu przed Wami. Jestem waszym biologicznym ojcem. Prawda Ellen? - brunet spojrzał na mamę, ta potaknęła jedynie głową. Potem zasłoniła twarz ręką i zaczęła płakać. Po 10 minutach wszyscy na spokojnie usiedliśmy w salonie. Milczeliśmy dobrą chwilę, jednak mama pękła i w końcu przemówiła:
- 12 lat temu wasz tata miał wypadek, byliśmy wtedy bardzo zdruzgotani. Przed tym wypadkiem poznałam Adama. Z waszym tatą nie układało nam się najlepiej. Postanowiliśmy wziąć rozwód, lecz wiedzieliśmy, że nie wybaczycie Nam tego nigdy. Rozwód wzięliśmy po kryjomu. Gdy pytaliście się o tatę powiedziałam Wam, że umarł. Od 12 lat nie utrzymywał z nim kontaktu. Od tygodnia Jimmy zaczął do mnie pisać, że chce się z Wami spotkać - powiedziała zapłakana. 
- Czyli to naprawdę jest nasz tata? - spytał oszołomiony  Alex. Mama pokiwała twierdząco głową. 
- Tato? - odezwał się wzruszony Chris. Wspomniany mężczyzna wstał i rozłożył ręce. Christian wstał, podszedł do niego i go przytulił. Podobnie zrobił David, Alex, Luke i Michael. Gdy skończyli te czułości mężczyzna spojrzał na mnie. 
- Ooo.. Oczekujecie czułości ode mnie? - spytałam się.
- Abby.. - zaczęła potulnie mama. 
- Zamknij się! Nienawidzę Cie, nienawidzę Was wszystkich! - wydarłam się. Mama spojrzała na mnie z jeszcze większym żalem niż dotychczas - Ja nie.. - dodałam, ale zaraz się rozpłakałam i wybiegłam z domu. Szłam ulicą cala zapłakana. Ludzie dziwnie na mnie spoglądali, obserwowali mnie, ale ja miałam to gdzieś. Jak tak można? Wmawiać dziecku, że jego ojciec nie żyje, a po 12 latach ojciec pojawia się znikąd i czego on oczekuje? Że rzucę mu się na szyję i powiem: ,,Nie ważne, że przegapiłeś połowę mojego życia, która była dla mnie najtrudniejsza. Nie ważne, że nie nauczyłeś mnie tańczyć, że nie zapoznałeś mnie z osobowościami facetów, że nie wiem jak odróżnić dobrego chłopaka od złego.'' Nie nie zrobię tak! W końcu stanęłam przed dużym białym domem. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Po chwili otworzył mi blondyn, którego już dobrze znałam. 
- Jest Delly? - spytałam jak gdyby nigdy nic. 
- Nie.. poszła na randkę z Ellem - powiedział zaspany - Co się stało? 
- Nie ważne. Błagam wpuść mnie do domu. Jest chłodno, nie mam do kogo iść. W domu awantura, Anna pomaga swojej sąsiadce, Arthur wyjeżdża, Delly nie ma, więc jedyną deską ratunku jesteś ty! - szlochałam. 
- Jasne wchodź - otworzył szerzej drzwi. 
Po 30 minutach Ross był zapoznany z moją całą sytuacją rodzinną. Przy okazji zrobił mi ciepłe kakao i przykrył kocem. 
- No to nie ciekawie.. - podsumował. 
- No co ty? - spytałam z ironią. 
- Wybacz, nie umiem pocieszać, ale wiesz mnie zawsze rozluźniają filmy. Obejrzymy jakiś?
- Ok, to może ,,Narzeczony mimo woli''? - zaproponowałam. Chłopak potaknął jedynie głową i włączył film. Po chwili usiadł obok mnie. W pewnym momencie wybuchnęłam płaczem, gdy główna bohaterka wypowiedziała słowa: ,,Kocham Cię tato.''. Ross widząc to objął mnie jedną ręką i przycisnął do siebie. 

- Wszystko będzie dobrze Abby - szepnął cały czas trzymając mnie w ramionach. 
- Czemu nie możesz być taki zawsze? Uprzejmy, życzliwy, kochany? - spytałam spoglądając mu w oczy. 
- Bo kiedyś nie znałem Ciebie.. - zaczął - Zobacz, poznałem Ciebie i zmieniłem się nie do poznania.. To straszne - dodał. 
- Ty tak sądzisz, ale ja nie... - podsumowałam. Chłopak uśmiechnął się lekko i zaczął powoli zbliżać się do moich ust. Bez zawahania oddałam się mu i już po chwili nasze usta były złączone w słodkim pocałunku....










Coś dla fanów Rabby <3 
Chciałabym Wam bardzo podziękować za ponad
4000 wyświetleń ^^

Rozdział się podoba? 
Troszkę dramatyczny :3 
I nieco dłuższy niż poprzednie ;p 

Dacie radę wybić 10 komentarzy?! :o 





































niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 13- ,,Tak łatwo skrzywdzić... Tak trudno wybaczyć.''

*Oczami Rossa*

- Potrzebuje Cię Abby.. - mówiłem, mój oddech był tak nieregularny i ciężki. Poczułem mocne szarpanie za ramie, ujrzałem moją blondyneczkę nad sobą. Trzymała moje ramie i krzyczała coś nie zrozumiale. Zamknąłem oczy, a gdy je ponownie otworzyłem stała nade mną Rydel. Coś przeraźliwie piszczało. 
- Doktorze co się z nim dzieje?! - pytała zrozpaczona blondynka. Moje łóżko zaczęło jechać. Odchyliłem głowę do tyłu, stała tam pielęgniarka. Po chwili pojawiła się obok mnie Delly, ścisnęła moją rękę, spojrzałem na jej zapłakaną twarz. 
- Delly co się dzieje? - szepnąłem. 
- Rossy proszę bądź dzielny i nie zostawiaj nas.. Potrzebujemy Cię! - krzyknęła, zamknąłem oczy i wbiłem głowę w poduszkę. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. 
- Potrzebuje Abby.. Teraz! - syknąłem z zaciśniętymi zębami. Gdy ponownie otworzyłem oczy byłem w sali. W moje oczy padało mocne, białe światło. Nagle pojawił się wysoki mężczyzna. Zasłonił światło lampy i uśmiechnął się. 
- Tak strasznie boli... - westchnąłem. 
- Dasz radę Ross.. Zaraz poczujesz ulgę - powiedział pewnie - Ale obiecaj, że się obudzisz jasne? - dodał. Pokiwałem twierdząco głową i w tej samej chwili poczułem ukucie. Był to zastrzyk. 
- Co, co się dzieje? - mamrotałem nieprzytomnie. 
- Nic.. Nie bój się Ross. Po prostu śpij dobrze. Dobranoc - odpowiedział mężczyzna, a moje oczy zamknęły się. Teraz panowała tylko głucha pustka...


*Oczami Abby*

- Naprawdę mi przykro, mocno Cię uderzyłam? - dopytywała się dziewczyna. 
- Naprawdę, jest okey. 
- Hej Ana! - dobieg krzyk z oddali. Po chwili obok nas stał przystojny brunet. 

- Arthur poznaj Abby - przedstawiła mnie dziewczyna. 
- Hej - odparłam. 
- Siemka, miło Cię poznać. 
- Ok, ok wiem, żeby się zrekompensować za uderzenie zapraszam Cię na kawkę, co ty na to? - zaproponowała. 
- Mmm.. Z chęcią - uśmiechnęłam się. Chwyciłam za torebkę i nagle rozległ się dzwonek. 
- To przypadkiem nie twój telefon? - spytał chłopak. 
- Emm.. Tak mój, ale to na pewno nic ważnego..
- Przestań! Odbierz, skąd wiesz może tym razem coś ważnego się przytrafiło - nalegała nastolatka. Spojrzałam na nią, po czym sięgnęłam telefon i odebrałam. 
**
- Hallo? 
- Abby.. Błagam musisz przyjechać! - usłyszałam w słuchawce zapłakany głos.
- Rydel? Co się stało? - spytałam nerwowo. 
- Ross.. miał krwotok wewnętrzny. Teraz go operują, zanim wzięli go na sale operacyjną powiedział, że Cię potrzebuję.. Błagam przyjedź! - płakała.
- Ok, tylko błagam nie płacz. Zaraz będę - rzekłam i rozłączyłam się. ** 
- Jej.. przepraszam Was bardzo, ale muszę jechać -zaczęłam się plątać. 
- Co się stało? - spytała przerażona dziewczyna.
- Mój znajomy jest w szpitalu, muszę do niego jechać. 
- Oczywiście, nami się nie przejmuj - powiedziała - Masz to mój numer, zadzwoń jak będziesz miała chwilę - dodała podając mi karteczkę z numerem. 
- Jasne, na pewno zadzwonię. Miło było, Do zobaczenia Papa.
Po około 10 minutach byłam już w szpitali i właśnie szłam do sali Rossa. Po cichu otworzyłam drzwi i weszłam do środka. W sali znajdowali się Rydel, rodzice Lynchów i Riker. Na łóżku leżał nie przytomny blondyn. 
- Tak się cieszę, że jesteś. On Cię naprawdę potrzebuje - odezwała się Rydel. 
- No spoko...- powiedziałam niepewnie. 
- No, to teraz zrób coś, żeby się obudził - rozkazała. 
- Ja? A co ja mam zrobić? Przecież my się nawet nie lubimy! - warknęłam z wyrzutem. 
- Tak.. wmawiaj to sobie. Dobra my Was zostawiamy samych. Wierzę w Ciebie myszko - mrugnęła do mnie i wyszła. 
- Ugh.. Nienawidzę Cię! - krzyknęłam, ale ona już tego nie słyszała. Podeszłam do łóżka chłopaka, spojrzałam na niego był blady. 
- Hej Ross... - zaczęłam, chociaż i tak wiedziałam, że mnie nie słyszy - Dawno się nie widzieliśmy. Około miesiąc temu widzieliśmy się po raz ostatni. Ale pocieszę Cię nie zmieniłeś się. Boże.. Jaka ja jestem głupia, gadam do nieprzytomnego chłopaka...- na chwilę umilkłam. Spojrzałam na blondyna, ani drgnął. - Hmm.. Wiesz może skoro mam okazję powiem Ci co mnie męczy. Tak naprawdę to ty mnie męczysz. Męczy mnie twoje życie. Pojawiłeś się nagle i tak naprawdę wszystko psujesz. Przez Ciebie pokłóciłam się z moją przyjaciółką. Przez Ciebie nie mam spokoju. Gdyby nie ty na pewno siedziałabym sobie w moim cieplutkim domku. Dlaczego ty wszystko psujesz? Dlaczego ty nie zostawisz mnie w spokoju? Pieprzyłeś się ze mną to ci nie wystarcza? Zrobiłeś mi najgorszą rzecz na świecie nie dość mnie zraniłeś? - skończyłam ze łzami w oczach. Spojrzałam na krajobraz, który rozciągał się za oknem. 
- Masz rację.. Przepraszam - usłyszałam szept. 
- Co? Ty? - spojrzałam na chłopaka. Nadal miał zamknięte oczy - Ty to słyszałeś? Jak? 
Chłopak otworzył oczy odwrócił głowę w moją stronę, uśmiechnął się i przemówił:
- Hello..

- Nie.. Ja po prostu nie wierzę, że ty to wszystko słyszałeś.. - westchnęłam. 
- To uwierz skarbie - uśmiechnął się.....



Wesołego jajka <3 

Z okazji świat.. jest rozdział ^^
Trochę krótki, ale myślę, że nie wyszedł tak źle ;) 
Do następnego ;*

Czytasz - Komentujesz :)
Komentujesz - Motywujesz <3 















wtorek, 22 marca 2016

Rozdział 12- ,,Płacz jest mową ciała, gdy usta nie potrafią wytłumaczyć bólu jaki czujemy.''

Minął już miesiąc. Ani razu nie kontaktowałam się z Lynchami, nawet ich nie widziałam. Jedynie dowiedziałam się, że moja jakże kochana mamusia zaprzyjaźniła się z panią Lynch. Genialnie. Jakby innych ludzi na tym świecie nie było. Z jej opowieści dowiedziałam się jedynie, że Ross się jeszcze nie obudził ze śpiączki. Trochę to niepokojące, ale gdyby nie jego głupota nigdy by się tam nie znalazł.
Był piękny, sierpniowy dzień. Za 4 dni były moje 19 urodziny. Nie okazywałam jakiś szczególnych emocji dotyczących imprezy i w ogóle. Szłam właśnie chodnikiem, tak naprawdę bez celu (od miesiąca prawie codziennie tak chodzę, nadal nie powiedziałam mamie o straconej pracy. Myśli, że każdego ranka sumiennie pracuję, a ja szwendam się po ulicy). Nagle z mojej torebki rozległ się dzwonek. Dzwoniła do mnie Selena. 
**
- Hallo? - odezwałam się.
- Abby przyjdziesz do mnie?! 
- Ok, już idę.
- Ale błagam szybko! - wrzasnęła do słuchawki i rozłączyła się.**
Po około 5 minutach doszłam do sporawej kamienicy w której mieszkała Sel. Gdy zapukałam do drzwi szatynka szybko je otworzyła i wciągnęła mnie do środka. Po chwili znaleźliśmy się w jej pokoju. Dziewczyna zamknęła drzwi za sobą i spojrzała na mnie zabójczo. 
- Co? - zdziwiłam się. 
- Nie uwierzysz co się stało - pisnęła. Ja uniosłam brew i przekręciłam głowę w prawo - Harry umówił się ze mną. 
- Że co?! - krzyknęłam.
- No tak, super co nie? 
- Nie! Przecież opowiadałam Ci co mi zrobił - powiedziałam z wyrzutem. 
- Oj daj spokój. Lepiej opowiedz co u Ciebie? - usiadła i z zainteresowaniem przyglądała się mojej postaci. 
- Nadal się ukrywam przed mamą, Rydel cały czas wydzwania, same nieciekawe sytuacje - podsumowałam. 
- Właśnie, Ross jest jeszcze w szpitalu nie? 
- Tak.. ale czemu pytasz skoro ty go nie znasz?! - spytałam podejrzliwie. 
- Emm.. Jak nie znam? Znam, mówiłaś mi o nim - jąkała się. Jej wzrok zaczął uciekać w różne miejsca, ani razy nie spotkał się z moim. 
- Nie, nie mówiłam nic. Mówiłam Ci tylko i wyłącznie o Rydel
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Odblokował telefon i zaczęła coś w nim szperać. Podeszłam do niej i wyrwałam urządzenie z ręki. 
- No co ty robisz? - wybuchnęła.
- Powiedz o co chodzi.
- Nie.. Obrazisz się na mnie - powiedziała z rękami założonymi na piersi.
- Wolę znać prawdę niż żyć w kłamstwie. 
Dziewczyna westchnęła głośno, spuściła głowę i milczała. Po chwili jednak zdobyła się na odwagę i przemówiła:
- Kochałam się z Rossem - szepnęła.
- Co?! - krzyknęłam. 
- Dobrze słyszałaś.. pieprzyłam się z Lynchem. Od razu odpowiem na pytania: Nie- nie zmusił mnie, nie- nie byłam pijana, nie- nie żałuje tego. 
Stałam jak słup soli. Nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić. W tej chwili nic nie wiedziałam, stałam tak dobre 10 minut.
- I ty się śmiałaś nazywać moją przyjaciółką?! Skoro pieprzyłaś się z facetem, którego szczerze nienawidzę i do tego ukrywałaś to? - parsknęłam. Dziewczyna nie powiedział nic. Milczała. Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam. Nie mogę w to uwierzyć. Teraz mogę stwierdzić, że straciłam wszystkich. Straciłam Sel, Rydel, Christian wyjechał na drugi koniec kraju, z innymi Lynchami również nie utrzymuję kontaktu. Nie mam nikogo. Ewentualnie Luke, ale nie chcę przeszkadzać mu w pracy. Szłam już jakieś 20 minut w końcu doszłam do parku. Usiadłam na trawie nad rzeką, która przebiegała przez sam środek parku. Ułożyłam się w pozycji leżącej. Zamknęłam oczy i zaczęłam marzyć o tym jak chciałabym, aby moje życie się potoczyło. Słyszałam jedynie radosne krzyki dzieci, śpiew ptaków, lekki szum wody. Słońce idealnie padało na moją twarz i ramiona. Czułam przyjemne ciepło, czułam się taka odprężona. Zapomniałam na chwilę o wszystkich moich zmartwieniach...
Nagle coś uderzyło mnie w brzuch. Szybko otworzyłam oczy, obok mnie leżała piłka od Football'a. Już po chwili stała nade mną szczupła, uśmiechnięta, rudowłosa dziewczyna. 
- Hehe.. Przepraszam Cię bardzo, nie chciałam Cie uderzyć - zaczęła. 
- Spoko, spoko nic nie szkodzi.. Żyję więc jest dobrze - zaśmiałam się. 
- Tak w ogóle jestem Anna. 
- A ja Abby. 



*Oczami Rossa*


Powieki były tak strasznie ciężkie. Maiłem wrażenie, że żadne siły ich nie podniosą. 
Ross jesteś facetem czy nie?! Otwórz oczy i wróć z powrotem do swojego pieprzonego, nudnego życia. 
No tak łatwiej mówić trudniej zrobić.. po wielu nie udanych próbach otworzenia oczu udało mi się. Nie wiem dlaczego byłem cały spocony, a pierwsze co zobaczyłem była lampa wisząca na suficie. Przechyliłem z trudem lekko głowę w bok. Ujrzałem siedzącą przy mnie Abby. Była przygnębiona, zupełnie tak jakby nie było w niej życia. 
- Abby.. - szepnąłem. Dziewczyna spojrzała na mnie, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. 
- Ross.. - odpowiedział również szeptem. 




















Ta dam jest 12 rozdział :) 
A pamiętam jak pisałam 2 ;c jak to było dawno :'( 
Słuchajcie jesteście niesamowici.. Jest już prawie 4000 wyświetleń :o <3 DZIĘKUJE MIŚKI :* 
KOCHAM WAS <3 

wtorek, 15 marca 2016

Rozdział 11 - ,,Ludzie nie płaczą dlatego, że są słabi. Płaczą bo byli silni zbyt długo.''

Odwróciłam się do płaczącej blondynki. Spojrzała na mnie przez swoją grzywkę. Ell cały czas ją przytulał. 
- Abby.. proszę pomóż mu - jąkała się.
- Rydel ale jak? - westchnęłam bez sił. - My się nienawidzimy... Ja nie dam rady dla niego cokolwiek zrobić - dodałam
- To zrób to dla mnie. Nie mogę żyć ze świadomością, że mój brat będzie cierpiał - cały czas płakała. 
- Wybacz Delly.. - rzuciłam krótko i wybiegłam z sali. Biegłam przed siebie, gdy byłam już na zewnątrz odnalazłam moją deskę, weszłam na nią i odjechałam. Dlaczego wszyscy tak wiele ode mnie oczekują? Jestem zwykłym człowiekiem. Jeśli chodzi tu o Rossa, to jak ja mam mu pomóc? Przecież mnie nienawidzi. Na każdym kroku mówił na mnie ,,dziwka'', zgwałcił mnie i nie ma do mnie za grosz szacunku. Niech mu pomoże jedna z jego panienek na noc. One przecież mają tyle czułości. Dlaczego jestem takim gównem?! Jedyne czego teraz naprawdę pragnę to moje łóżko, kocyk od Luke'a, kakao, chusteczki i jakiś dobry film. W końcu dojechałam do domu. Niezauważalnie weszłam do domu, a potem do swojego pokoju. Przebrałam się z powrotem w pidżamę i opadłam na łóżko, owijając się kocem. Łzy spływały mi po policzku aż lądowały na mojej poduszce zamieniając się w mokrą, ciemną plamę. Ze zmęczenia wreszcie zasnęłam. Obudziły mnie kroki zmierzające w stronę mojego łóżka. 
- Wstawaj! - usłyszałam damski głos, oznaczało to, że była to moja mama. - Już 7:00, musisz iść do pracy- kontynuowała. No tak przecież nie wie, że już do niej nie chodzę, bo szef okazał się debilem. 
- Muszę wstawać? - zapytałam nadal mając zamknięte powieki. 
- Tak. Jeśli Cię nie zobaczę na dole za 20 minut nie ręczę za siebie - warknęła waląc mnie poduszką.
- No przecież już wstaję! - podniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam oczy, rozejrzałam się po pokoju.
Sama sobie na to zasłużyłaś Taylor. 
Jeszcze chwilę posiedziałam po czym leniwie zeszłam. Spojrzałam w swoje odbicie lustrzane. Jejku, wyglądałam tragicznie. Miałam wielkie wory pod oczami, włosy roztrzepane we wszystkie strony... No ale co się dziwić spałam jedyne 5 godzin. Miałam prawo tak wyglądać. Szybko wzięłam ubrania.

Ubrałam je, zrobiłam lekkie loki i lekki makijaż tak, aby zakrył moje wory. Zeszłam po schodach do kuchni i zaczęłam robić sobie kawę. 
- Siostra ty i kawa? To rzadkość - dogryzł mi Luke - Zmieniasz się w kawoholika? 
- Luke, proszę nie dobijaj mnie.. - westchnęłam ciężko. 
- Ooo.. Coś jest nie tak. Gadaj o co chodzi - stanął obok mnie.
- O co chodzi? Chodzi o to, że wyleciałam z pracy. 
- Wow, to grubo - podsumował. 
- No i to bardzo. Ale mama nie może się o tym dowiedzieć. 
- O czym się mam nie dowiedzieć?! - nagle w kuchni pojawiła się wspomniana postać. 
- Em... -zaczęliśmy chórem - O niczym skończyliśmy również chórem. Mama spojrzała na nas przeszywającym spojrzeniem. 
- Coś kombinujecie, ale może lepiej będzie jak o niczym nie będę wiedziała - odparła. W tej chwili kamień spadł mi z serca. Dziękuje Ci mamo! 
- Luke.. - szepnęłam gdy mama się odwróciła w celu zrobienia sobie kawy. - Chodź! 
Chłopak posłusznie podążył za mną. Po chwili znaleźliśmy się w pustym salonie. 
- Słuchaj potrzebuje kasy.. Pożycz mi błagam. - prosiłam.
- A nie masz kieszonkowego? 
- No właśnie nie mam, a przecież muszę tułać się po mieście. Muszę mieć na coś do jedzenia i w ogóle. 
- No ok.. - westchnął. Sięgnął ręką do tylnej kieszeni. Wyciągnął 50 dolarów i dał mi do mojej ręki. - Proszę. 
- Jeju.. mówiłam już, że Cię kocham?- spytałam ironicznie. 
- Em.. Nie! 
- No to teraz mówię.. Kocham Cię braciszku! - powiedziałam pewna siebie. Nagle rozległ się głośny tupot. Odwróciłam się o 360 stopni. Był to Alex, który był w pidżamie. Gdy schodził z schodach potknął się i upadł na kolana co spowodowało taki huk. Wraz z Lukiem wybuchnęliśmy nie pohamowanym śmiechem. 
- Haha.. jakie to śmieszne - powiedział szatyn wstając. 
- I to bardzo - z trudem powiedział Luke ocierając łzy śmiechu. Po około 5 minutach wszyscy się ogarnęliśmy. Nagle ktoś mnie objął od boku. Był to Luke. 

- Wiem, że mnie kochasz. - szepnął mi do ucha. - Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Jakby coś się działo przyjdź do mnie do pracy, okey? -spytał na co ja pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam. - Ja Ciebie też kocham. - dodał i poszedł do kuchni. Wypiłam do końca mocną kawę, która od razu dała mi niezłego kopa. O godzinie 7:50 wyszłam z domu. Szłam tak naprawdę nie wiedząc gdzie. Mijałam mnóstwo ludzi, którzy się spieszyli do pracy, dzieci spieszyły się do szkoły. Ja szłam spokojnie, bez żadnego stresu. Szłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie, po co, kiedy... Liczyło się dla mnie tu i teraz. Idealny moment, żeby pomyśleć. 
Czy to wszystko ma sens? Czy to, że wtedy wpadłam na Rossa to jakiś znak? Czemu on jest taki? Wierzę, naprawdę wierze, że gdyby on sam chciał mógłby być inny. Miły, uprzejmy, troskliwy. Lecz mogę śmiało stwierdzić, że takiego, teraźniejszego Rossa nie chce znać. 
Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek telefonu. Spojrzałam na ekran. Dzwoniła Rydel, chwilę się zawahałam po czym odrzuciłam połączenie....







hehehe... JEST! 
W końcu, wreszcie i nareszcie :) 
Trochę nudny c'nie? ;c

sobota, 12 marca 2016

Nominacja do LBA

Hejka dzisiaj zawitałam do Was, gdyż zostałam nominowana do LBA przez Zakręconą Pozytywnie i przez Inną Inaczej. :) Dziękuje Wam dziewczyny ;*

Wytłumaczę co to jest LBA:
,,Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za “dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”

Pytania od Pozytywnie Zakręconej:

1. Jak długo prowadzisz bloga? 
Emm.. ponad 2 miesiące :*

2. Jakie są Twoje zainteresowania? 
Fotografia, taniec, pisanie rozdziałów, kosmetologia 

3. Gdzie chcesz pojechać w wymarzoną podróż?
Hawaje i Los Angeles <3 

4. Ulubione zwierzątko?
Chomik, rybki, konie i psy :)

5. Jaki jest Twój ulubiony aktor/ piosenkarz?
Aktor: Johnny Depp, Leonardo DiCaprio 
Piosenkarz: brak 

6. Największa wtopa? 
Największą wtopą był chyba upadek przy moim crush'u :/

7. Dlaczego zdecydowałaś się na założenie bloga?
Miałam mnóstwo pomysłów na opowiadania z Rossem w roli głównej i stwierdziłam.. Dlaczego mam tego nie publikować?! :)

8. Bez czego nie możesz żyć? 
Bez telefonu.

9. Co lubisz robić w wolnym czasie? 
Mam wiele pomysłów, lecz za mało czasu wolnego ;c 

10. Z czego czerpiesz inspiracje? 
Na pisanie bloga? Ze swojej głowy ;)

11. Wyobrażasz sobie nie pisać bloga?
Nie.. strasznie to polubiłam, wręcz pokochałam <3


Pytania od Innej Inaczej: 

1. Którego ze swoich nauczycieli lubisz najbardziej? 
Żadnego :D

2. Czy lubisz ubierać się odświętnie? 
Tak <3

3. Kim chcesz zostać w przyszłości? 
Nie mam zielonego pojęcia. 

4.Jaka jest najbardziej zabawna/przypałowa historia z Twojego życia?
Nie wiem.. wiele ich było :D

5. Wymień wady i zalety swojej klasy.
Wady: Nie ogarnięta, głośna, nie umie nic za poważnie wziąć itp.
Zalety: Jest po równo chłopaków i dziewczyn xd

6. Czy chciałabyś mieć tatuaż(e) i/lub pofarbować swoje włosy na nienaturalny kolor? 
Nie, jedynie zrobić sobie blond ombre :) 

7.Jaka lektura szkolna najbardziej wpłynęła na Twoje życie?
Żadna XD

8. Czy masz rodzeństwo? Dzielisz z nimi pokój? 
Mam siostrę, ale mamy osobne pokoje :) 

9. Czy wiek w związku ma znaczenie? 
Nie, dla mnie nie ma :)

10. Jaki jest Twój ulubiony youtuber? 
Naruciak, Stuu, Rezi 

11. Czy jeździsz na większe wydarzenia np. koncerty, MEET-UP'y, IEM-y itp? 
Na koncerty tak, ale na Meet-up'y nie :) 


Moje pytania: 
1. Dlaczego piszesz bloga?
2. Ile blogów prowadzisz?
3.Jaki masz telefon? 
4. Ulubiony film?
5. Ulubiona piosenka?
6. Jakie jest Twoje ulubione święto?
7. Lubisz spędzać czas z rodziną?
8. Do której klasy chodzisz?
9. Masz rodzeństwo? Jakie?
10. Ulubiony przedmiot szkolny? 
11. Dałabyś radę nie pisać bloga przez 5 lat? 


Nominuje: 

1. Daria Wieczorek---- http://sometimes-rosslynchstory.blogspot.com/
2. Lauren Coolness--- http://alonetogetherstory.blogspot.com/
3. Zawsze Uśmiechnięta--- http://anormalgirlrydel.blogspot.com/
4. Moonlight---- http://all-i-have-ff.blogspot.com/
5. Kaśka Zwana Gryzoniem--- http://niebadzmysamitejnocy.blogspot.com/?m=0
6. Matrioszkaa---http://to-nie-jest-milosna-piosenka.blogspot.com/
7. Wiki R5er---- http://r5-pragnieniemilosci.blogspot.com/
8. Szalona Dziewczyna--- http://zycietwojahistoria.blogspot.com/
9. Kamila R5-- http://rydelllington-couldhavebeenmineikyga.blogspot.com/
10. Vonia Lynch--- http://neverbethesamerourtney.blogspot.com/
11. Zakręcona1234--- http://uwierzwsiebie1234.blogspot.com/











czwartek, 3 marca 2016

Rozdział 10 - ,,Na wszystko w życiu trzeba czekać. Jedynie problemy są zawsze na wyciągnięcie ręki''

Szłam już od jakiś 5 minut. W końcu wyłonił się bardzo dobrze mi znany budynek- mój dom. Gdy weszłam do środka panowała głucha cisza. Raz nie raz słychać było w oddali tykanie zegara, który znajdował się w salonie. Ściągnęłam jeansową kurtkę, buty i wślizgnęłam się do swojego pokoju. Rzuciłam swoimi rzeczami na łóżko. Stanęłam przed wielkim lustrem, które stało niedaleko moich szafek. Wyglądasz jak gówno..~ rzekło moje sumienie. Tak wiem, jestem jednym wielkim gównem.. Włosy w nieładzie, oczy czerwone i napuchnięte od płaczu, makijaż cały rozmazany po policzkach. Zasłużyłaś na to Taylor ~sumienie nie dawało spokoju. Czym? Czym ja sobie na to zasłużyłam ja się pytam? Czy ja zawsze muszę napotykać na takich debili? Najpierw Ross, potem Harry, a teraz znowu Ross.. Ugh! Usiadłam przy toaletce i zaczęłam zmazywać make-up. Gdy już skończyłam poszłam się wykąpać, wracając do pokoju już w pidżamie rzuciłam się na łóżko i postanowiłam zasnąć... W końcu! Leżałam już z zamkniętymi oczami, gdy nagle ze stanu marzyciela wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. Zaczęłam macać ręką po szafce w celu odnalezienia go. Gdy już go miałam w dłoni jednym ruchem odebrałam nie zerkając nawet kto dzwoni.
** - Hallo? - wysapałam zmęczona.
- Abby.. Pomocy! - krzyknęła w moje ucho.
- Rydel? Co się stało? - spytałam o wiele spokojniejsza od blondynki.
- Ross... Jest w szpitalu! - krzyknęła zrozpaczona.
- Co?! Jak to? - pytałam nerwowo. 
- No, ja, nie, bo.. - plątała się.
- Ok, powiedz mi na jakiej ulicy jest szpital, ja zaraz przyjadę. - uspokoiłam ją. 
- Emm.. Ulica Boar Lane. -odparła. 
- Zaraz będę. - rzuciłam krótko i rozłączyłam się. Ubrałam jakieś ubrania, które leżały na brzegu w mojej szafie. 

Włosy spięłam w luźny kok. Wzięłam telefon i zbiegłam najszybciej jak mogłam po schodach. Na szczęście udało mi się to zrobić naprawdę cicho. Weszłam do garażu i zaczęłam rozglądać się. Czym mogę szybko dojechać tam? Rolki? Za wolne. Rower? Zepsuty. Hulajnoga? Za mała. Przecież samochodem nie pojadę, bo nie mam prawka. Nie chce, żeby ktoś mnie zawoził, bo będzie dramat. No tak! Luke na święta dał mi elektryczną deskorolkę. 




Jest w miarę szybka. Ok, tylko gdzie ona jest. Zaczęłam się dokładniej przyglądać wszystkim półką w garażu. Po kilku sekundach znalazłam deskorolkę, była na najwyższej półce. Ściągnięcie jej sprawiło mi trochę problemów, gdyż deska ważyła jakieś 10 kg, a to nie jest mało. Potem weszłam na sprzęt i ruszyłam w stronę szpitala. Ulica Boar Lane znajdowała się około dwie przecznice dalej od mojego domu. Po 10 minutach znalazłam się pod wielkim budynkiem, który podświetlony był wieloma niebieskimi światełkami. U góry widniał również wielki granatowy napis ,,Hospital''. Bez zastanowienia rzuciłam deskorolkę w krzaki (miałam wtedy pewność, że nikt nie ukradnie jej, a nie mogłam jej wziąć do szpitala). Wbiegłam do tego ogromnego budynku, uważnie rozglądałam się w poszukiwaniu Rydel i spółki. Przebiegłam cały pierwszy parter i nigdzie ich nie było. Zauważyłam jakąś pielęgniarkę podeszłam do niej.
- Dobry wieczór. Może mi pani powiedzieć gdzie leży Ross Lynch? - spytałam grzecznie. 
- A czy jest pani rodziną? 
- Yyy.. Nie. - powiedziałam cicho. 
- To nie mogę udzielić pani takich informacji. - odpowiedziała, ominęła mnie i weszła do jakiejś sali. 
- Cholera. - krzyknęłam już do siebie. Dobra Abby bierzemy się za drugie piętro. Zaczęłam biec, zauważyłam windę, podbiegłam bliżej drzwi. Chciałam właśnie nacisnąć guzik, gdy spostrzegłam małą karteczkę ,,Awaria! Winda nie działa!''. No to lecisz po schodach blondyneczko. Gdy już pokonałam te piekielne schody pierwsze co mi się rzuciło w oczy to blondynka stojąca tyłem. Ubrana była w kwiaciastą, lekką sukienkę a to miała także jeansową kurtkę i brązowe botki. Wszędzie rozpoznam tą figurę- była to Rydel. 
- Hej, Rydel! - krzyknęłam. Blondynka odwróciła się i sztucznie uśmiechnęła. 
- Hej Abby. - powiedziała i rozłożyła ręce czekając, aż ją przytulę. Podbiegłam do niej i objęłam ją jak najmocniej umiałam, ona zrobiłam to samo. Po kilku minutach takich czułościach Rocky wkroczył do akcji. 
- Dziewczyny nie chce nic mówić, ale nasz brat, a twój... nie wiem chłopak - zwrócił się do mnie. - leży połamany w śpiączce na tej sali. - dodał pokazując palcem na drzwi. 
- Masz rację idziemy do niego. - rozkazała Rydel. 
- Ej.. Ross nie jest moim chłopakiem, nawet nie śmiem nazywać go kolegą. - powiedziałam stanowczo. 
- Dobra, nie ważne. - burknął Rocky. Weszliśmy na sale, chłopak leżał jakby martwy. Był cały blady (nie licząc miejsc zakrwawionych). Miał podłączane do siebie mnóstwo kabli. Komputerek, który stał obok jego łóżka cały czas pikał. panowała grobowa cisza.
- Co mu się właściwie stało? - spytałam, aby przerwać cisze, która mnie przerażała.
- Ross miał wypadek na motorze. - odezwał się Ellington. Ja nie mogę.. przecież jakbym wtedy nie poczuła od niego tego alkoholu to leżałabym obok niego. Jaki on jest nie odpowiedzialny to, aż straszne. Teraz już wiem nie chce mieć z nim nic wspólnego. Postanowiłam to sobie i muszę się tego trzymać. Oczywiście spełnię swoją obietnicę jak wyjdzie ze szpitala. Teraz muszę z nim tu być ze względu na Rydel. Przy mnie ta blondyneczka czuję się lepiej. czego się nie robi dla przyjaciół? Nagle ktoś wszedł do sali. Był to koleś w białym fartuchu (czyt. lekarz)/
- Witam mam dla państwa wyniki prześwietleń i badań krwi. Mogę je tu przedstawić? - spytał. Wszyscy tylko pokiwali twierdząco głową. - A więc pan Lynch ma lekko zbitą czaszkę, gdyż nie miał na sobie podczas jazdy kasku. Upadł również na krawężnik i złamał sobie trzy pary żeber. Obandażujemy je po jakimś czasie się zrosną, ale będą go boleć okolice płuc, żeber i żołądka. Jeśli chodzi o śpiączkę nie jesteśmy w stanie ocenić kiedy pacjent się obudzi.. Może to nastąpić w przeciągu kilku dni a może trwać to kilka lat. - kończąc podrapał się po szyi i zrobił krzywą minę. Ja stałam osłupiona. Prawie się nie ruszałam. Nie mogłam w to uwierzyć. 
- Kilka lat? - usłyszałam za sobą gorzki płacz Rydel...















Mam nadzieję, że się poprawiłam.. Ostatnio miałam błędy ;c Przepraszam ze nie, ale zaczynam dopiero i uczę się na błędach. Mam nadzieję, że ten wyszedł mi lepiej niż poprzedni c; 











wtorek, 1 marca 2016

Rozdział 9- ,,Jeśli się cofasz, to tylko po to by wziąć rozbieg.''

_- Zostaw go! - usłyszałam głos za mną. Mężczyzna, którego przed chwilą skopałam, pobiłam itp. spojrzał na mnie. Twarz miał podbitą i całą zakrwawioną. Spojrzałam za siebie za mną stał ROSS! 
Ja- Co ty tu robisz?! 
Ross- Raczej co ty tu robisz? - spojrzałam chłopakowi w oczy. Były bardzo zimne. Wyszarpnęłam się i zaczęłam iść w stronę dziewczyny, którą przed chwilą ten chłopak pobił. Ukucnęłam obok niej. 
Ja- Wszystko ok? - spytałam. 
Dziewczyna- Tak, to nie pierwszy raz - powiedziała, wstała i odeszła kulejąc. Że co kurwa!? On ją już kiedyś bił? I ona nadal z nim utrzymuje kontakt? Boże co za patola! Osłupiała cały czas klęczałam. Nagle poczułam ciepło na mojej ręce. Był to Ross, złapał mnie za rękę i podniósł. Spojrzałam w jego oczy, nadal zimne.. albo są normalne tylko ja sobie tak wmówiłam po tym co mi zrobił. Wyrwałam swoją rękę i zaczęłam iść przed siebie. 
Ross- Ej lala.. gdzie idziesz?! - krzyknął. 
Ja- Do domu - odkrzyknęłam. Wow cud, że nie powiedział ,,dziwka''.
Ross- Wiesz gdzie w ogóle jak stąd wyjść? - znów krzyknął.
Ja- Tak! zostaw mnie w spokoju! - wydarłam się i zaczęłam iść w lewo. 
Ross- Do domu idzie się tędy - pokazał w przeciwną stronę.
Ja- Przecież wiem.. - powiedziałam i ruszyłam w prawo. Wyszłam wielkimi metalowymi drzwiami. Znalazłam się w końcu na normalnej ulicy. Uff.. Boże co to za posrane życie? Sprawdziłam godzinę. Super.. 01:00 w nocy. Zaczęłam iść w stronę swojego domu. Wyciągnęłam słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki cały czas idąc. Nagle podjechał do mnie czarny motor. Chłopak, który na nim siedział zciągnął kask... no tak Ross. 
Ja- Możesz dać mi spokój? 
Ross- Ale ja Ci nic nie robię.
Ja- Robisz.. Żyjesz. 
Ross- No dalej! Wsiadaj, podwiozę Cię. 
Ja- Haha chyba śnisz.. 
Ross- Jak chcesz.. ale z takim tempem dojdziesz nad ranem, ooo.. i widzę, że te żule spod tego sklepu kusząco na Ciebie patrzą - pokazał na pijaków i uniósł dwa razy brwi. Boże jak on mnie wkurza.. UGH! Podeszłam do motoru i usiadłam za chłopakiem. 
Ross- Wiedziałem, że się zgodzisz.. - powiedział uśmiechając się. 
Ja- Zamknij się bo dostaniesz butem w łeb! - warknęłam. Ross nagle zaczął się dziwnie i głupio śmiać. 



Ja- Czego się ryjesz? 
Ross- Bo mogę..- prychnął. Odpalił maszynę i założył sobie kask. - Wiesz będzie bezpieczniej jak się będziesz trzymać.. - uśmiechnął się poklepując się po brzuchu. 
Ja- Nie będę Cię obejmować, obmacywać czy co ty tam chcesz! - krzyczałam tak aby przekrzyczeć odgłosy motoru i, żeby chłopak mnie usłyszał. Jednym pewnym ruchem złapałam się listwy, która była za mną. 
Ross- Ajajaj.. że też musiałem na takiego upartego woła trafić. - zaśmiał się i ruszył. Mega się wystraszyłam, po raz pierwszy jadę motorem. Miałam wrażenie jakby Ross wiózł mnie do trumny.. no, ale zaraz przecież tak dużo osób jeździ na motorach i żyją to dlaczego mi się ma coś stać? Rozluźniłam ucisk jaki kładłam na tą biedną listewkę. Poczułam wiatr we włosach.. Ahh to było genialne, nie wiem czemu się tego tak bałam. Nagle Ross wjechał w jakąś dziurę, a ja podskoczyłam tak wysoko, że odbiłam się o siedzenie i prawie spadłam. No to teraz wiem dlaczego się tego tak bałam. Szybko chwyciłam Ross'a w pasie. On odwrócił lekko głowę w moją stronę i się chytrze uśmiechnął. Kurczę było coraz chłodniej, no ale kit muszę wytrzymać. Postanowiłam, że puszczę się jedna ręką i pozwolę sobie odchylić głowę i poczuć się jak dziecko. Drugą ręką jednak zawzięcie trzymałam chłopaka. Gdy odchyliłam głowę wiatr bajecznie rozwiewał moje włosy. 


Nagle wiatr, który przed chwilą wiał mi prosto w twarz ustał. Otworzyłam moje zamknięte przed chwilą powieki.Ross całkowicie się do mnie odwrócił. Siedzieliśmy na motorze twarzą w twarz. Chłopak zaczął ściągać kask, gdy go już zciągnął zaczął wkładać go na moją głowę. Miałam na sobie wielki plastikowy garnek. 
Ross- Jeszcze mi się przeziębisz i co? - spytał z sarkazmem. 
Ja- Wow od kiedy nasz BAD BOY jest taki opiekuńczy. - spytałam ironicznie.
Ross- Od.... - zaczął udawać zamyślonego. - NIGDY! Przecież nie wiesz, że podlizuje się tylko dlatego by znów się z tobą pieprzyć. - zaśmiał się. 
Ja- Hahahaha w twoich snach debilu. - wyśmiałam go. Ross podniósł kask, który miałam już na głowie tak by widział całą moją twarz, zbliżył się do mnie i.......... 
Ross- Nie.. w twoich kochanie...- szepnął do mojego ucha. Przez moje ciało przeszedł ciepły i miły dreszczyk. Fuuuj !! Ejj.. czekajcie czy ja czuje alkohol? 
Ja- Ross ty piłeś! - krzyknęłam jak opętana. 
Ross- Jasne, że nie.. - westchnął. 
Ja- Nie kłam! Przecież czyje od ciebie procenty. - warknęłam. 
Ross- Tylko jedno piwko.... no może siedem. - spuścił głowę. 
Ja- O mój Boże! Jaki z ciebie kretyn, jesteś w ogóle nie odpowiedzialny. Zachowujesz się tak tchórz.. Zwykły pieprzony tchórz! Mogłeś nas zabić! Nie ja już nigdzie z Tobą nie jadę. Jesteś u mnie skreślony do końca życia! - wykrzyczałam zapłakana. Rzuciłam w niego tym jego posranym kaskiem i zaczęłam iść w stronę domu. Na szczęście chłopak nie próbował za mną jechać.. Wręcz przeciwnie pojechał w odwrotną stronę....












Tak wiem krótki rozdział... ale to dlatego, że w następnym będzie się meeega dużo działo i chciałam zrobić taki osobny :') 


PODOBA SIĘ ?!?!?!