wtorek, 26 kwietnia 2016

Rozdział 18- ,,W dzisiejszym zwariowanym świecie, człowiek ,,normalny'' nadaje się tylko do psychiatryka.''

Po chwili byliśmy już tak daleko, że nie było śladu po moich braciach i po tacie. Odwróciłam się przodem do policjantów. 
- Zobaczysz będzie dobrze Abby! - odezwał się jeden z nich. Przemilczałam to. Nie nie będzie dobrze. Właśnie jadę do psychiatryka.. Jak może być dobrze? Z moich oczu nadal wydobywały się słone łzy. Nagle zatrzymaliśmy się przed dosyć nowoczesnym budynkiem. 
- No to jesteśmy! - odparł jeden z mężczyzn. Po chwili otworzył mi drzwi, a ja powoli zaczęłam wychodzić. Czy ja, aż tak spadłam, że kończę na psychiatryku? Nim się obejrzałam byłam już przed drzwiami do mojego ,,pokoju''. Po otworzeniu drzwi wpadłam w lekkie rozczarowanie? Jeśli w ogóle można to tak nazwać... W pomieszczeniu znajdowało się tyko łóżko, półka nocna, kosz na śmieci i okno zagrodzone żelaznymi kratami. Weszłam do środka i usiadłam załamana na łóżku. Jak ja mam tu żyć?! Opadłam bezwładnie na poduszkę i skuliłam się w mały kłębuszek. Zaczęłam płakać jak małe dziecko. Ja chce do taty i do mamy, do Anny, do Luka, Chrisa, Michaela, Davida, Alexa. Nawet do Rossa, wszędzie tylko nie tutaj. W tej chwili do mojej sali weszła szczupła brunetka w okularach i w białym fartuchu. 
- Dzień Dobry Abby będę twoją terapeutką..


*Oczami Rossa*

Właśnie byłem w drodze do domu Abby. Dzwoniłem do niej chyba z 10 razy. Nie odbiera, trochę to niepokojące. W końcu jej najlepsza przyjaciółka popełniła samobójstwo, nie wiem co jej do głowy może po czymś takim strzelić. Stanąłem przed drzwiami i zadzwoniłem do dzwonka. po chwili przede mną stał wysoki blondyn.
-Hejka Luke, jest Abby? - spytałem na luzie. Nagle blondyn zaczął płakać. Oparł się na moim ramieniu i zaczął szlochać. Poklepałem go delikatnie po ramieniu.
- O co chodzi stary? - spytałem zdezorientowany gdy chłopak trochę się uspokoił.
- Zabrali Abby... - szlochał.
- Co? Gdzie?! - wystraszyłem się.
- Do... Do... Psychiatryka! - krzyknął zrozpaczony. W tej właśnie chwili zamarłem. Abby i psychiatryk? Jak? Cholera to wszystko moja wina, po co ja mówiłem tym policjantom, że była wtedy ze mną. Po co ja mówiłem gdzie mieszka? Zerwałem się z miejsca i zacząłem biec w stronę mojego domu.
- Gdzie ty biegniesz?! - krzyknął Luke.
- Uratować twoją siostrę! - odkrzyknąłem i już zniknąłem za żywopłotem. Biegłem ile sił w nogach. Wreszcie wpadłem do domu. W salonie siedział Riker, Rocky, Ryland, Ell, Rydel i co najgorsza Kate... Ale ją w tej chwili miałem gdzieś. Musiałem odkręcić to co nawyrabiałem.
- Pomocy! - krzyknąłem z lekką astmom.
- Rossy.. Co się stało? - odpadła przerażona Rydel.
- Abby jest w psychiatryku! Musimy ją stamtąd wyciągnąć. To przeze mnie ona tam jest!
- Ale jak to? - spytał Ell.
Chwyciłem swój telefon, kurtkę i portfel. Cały nabuzowany ze wściekłości chciałem już wyjść.
- Kto to Abby? Zdradzasz mnie?! - spytała nagle Kate. Odwróciłem się i spojrzałem w jej czarne oczy. Błyszczały jak małe perełki. Podszedłem do niej i odgarnąłem małe pasmo włosów za jej ucho.
- Oczywiście, że nie kochanie...- zacząłem - Abby to znajoma rodziny. Pomagała nam w trudnych sytuacjach, ale przyrzekam, że jest to tylko moja znajoma. Nic więcej - dodałem. Musnąłem leciutko jej czółko i wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta i odjechałem...


*Oczami Abby*

- Mam na imię Alice. Od tej pory będziemy widywać się codziennie, ale nie martw się, pomogę Ci - zaczęła powoli kobieta. Miała bardzo miły i sympatyczny głos. Miło mi się jej słuchało. Kobieta czekała na moją reakcję. Ja ani drgnęłam.
- Spokojnie... Nie będę Cię naciskać. Z czasem sama się otworzysz i opowiesz mi o tych wszystkich rzeczach, które Cię gnębią. Potrzebujesz czasu... - kontynuowała.
- Niczego nie pragnę oprócz swojej rodziny i swojego domu! - warknęłam.
- Każdemu na początku było trudno... Ale z czasem Ci to minie, oswoisz się z nowym otoczeniem - powiedziała. Ja weszłam pod kołdrę i skuliłam się tak by kobieta mnie nie widziała - No dobrze skoro nie chcesz rozmawiać to jutro do Ciebie przyjdę - dodała i wyszła. Wyszłam zza kołdry i usiadłam leniwie na łóżku. Gdzie jest moja mama?! No tak opala się na złocistej, hiszpańskiej plaży. Czemu mnie tak pokarało?! Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Ugh nie chce z nikim gadać! Z żadną terapeutką, psychologiem, pedagogiem... Z nikim! Po chwili drzwi same się otworzyły, a zza nich wyłonił się Ross!
- Ross! - podniosłam się z łóżka.
- Abby! - podbiegliśmy do siebie i mocno się przytuliliśmy. Staliśmy w uścisku już jakieś 10 minut.
- Wyciągnę Cie stąd - powiedział chłopak.
- Nie dasz rady.. - odparłam odklejając się od niego. Podeszłam do okna i zaczęłam patrzeć w dal.
- Ja nie dam rady?! Do kogo ty to mówisz?! - wybuchnął.
- Ross... Daj spokój, powiedzieli mi, że jeszcze trochę tu posiedzę. Nic z tym nie zrobisz - odparłam. Chłopak podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Abby tak strasznie Cię przepraszam, to wszystko moja wina - rzekł załamany.
- Dlaczego tak uważasz?!
- Bo to ja powiedziałem policji, że byłaś ze mną przy tym samobójstwie. Nie chciałem, nie wiedziałem, że tutaj trafisz - mówił zakłopotany.
- Ross... Prędzej czy później wydałoby się to. Nie obwiniaj się - przeczesałam jego grzywkę.
- Czemu ty mnie tak bronisz? Czemu jesteś dla mnie taka dobra? - spytał z niedowierzaniem.
- Taka już jestem.
- Boże jaki ja jestem głupi... Abby, przecież ja nie kocham Kate! - krzyknął.
- Co? Jak to?! - otworzyłam szerzej oczy.
- No tak... Ja kocham Ciebie! - uśmiechnął się szeroko. Ross mnie kocha? Czy ja też coś do niego czuje?
No przecież, że czujesz.. Tak to nie byłoby Ci przykro jak powiedział, że kocha Kate~ krzyczało moje sumienie. O mój Boże... Tak to prawda. Kocham Rossa Lyncha. Kto by pomyślał, że tak nienawidzące się osoby mogą się pokochać?
- Ja... Ja Ciebie też Ross - odparła. Chłopak uśmiechną się jeszcze bardziej, po czym mocno mnie przytulił i namiętnie pocałował


Nigdy i nikt mnie jeszcze tak słodko i delikatnie nie pocałował. Ross świetnie całował, a chwila naszego pocałunku miałam wrażenie jakby trwała wiecznie...

wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 17- ,,Umarłam przez Ciebie, chociaż właśnie dla Ciebie tak pragnęłam żyć.''

Dziewczyna stała nieruchomo. Ani drgnęła. Z jej oczu leciały wielkie gorzkie łzy, co jakąś chwile szlochała. Stała na samym końcu dachu. 
- Dziękuje, że przyszliście. Chciałam Was jedynie przeprosić, namieszałam w Waszym życiu i to dość mocno. Wiedzcie jedynie to, że nie chciałam. Cieszę się, że przyszliście i mogłam Wam to powiedzieć prosto w oczy - powiedziała, po czym przysunęła się bliżej krawężnika dachu. 
- Selena! - krzyknęłam i zaczęłam biec w jej kierunku. 
- Stój! - również krzyknęła. Na jej rozkaz stanęłam jak wryta - Nie podchodź... 
- Nie rób nic głupiego Sel - w końcu przemówił Ross. 
- Nie będę, ja tylko usuwam się z Waszego życia - uśmiechnęła się - Raz na zawsze - dodała. 
- Błagam Cię możemy to jakoś inaczej załatwić, pogadajmy na spokojnie - prosiłam.
- Już za późno - odezwała się. 
- Na nic nie jest za późno! - mówiłam ledwo powstrzymując się od płaczu. Dziewczyna spojrzała na mnie i na Rossa i jeszcze raz na mnie. Łzy nie przestawały spływać po jej policzkach. Patrzała na mnie z miną: ,,Przepraszam!''. Była tak bardzo zakłopotana, że nie wiedziałam co mam teraz zrobić, powiedzieć. Nagle dziewczyna przez barierki i stanęła tak, że pół jej stopy było na dach, a pół w powietrzu. Razem z Rossem podbiegliśmy do barierki. 
- Na wszystko jest już za późno.. Przepraszam! - szepnęła, po czym odchyliła się i rzuciła w czarną otchłań ulicy. Wyciągnęłam rękę w celu ratowania jej, ale na marne.. Dziewczyna spadła z dziesięciopiętrowego budynku...


- Nie! Selena! - krzyknęłam tak głośno jak jeszcze nigdy w życiu. Ross szybko chwycił telefon i zadzwonił po pogotowie. Po 5 minutach ambulans był na miejscu. Zaczęli badać Selene. Była cała we krwi. Leżała bezwładnie.. Po chwili lekarze zaczęli pakować jej ciało do wielkiego czarnego worka. 
- Co wy robicie?! - krzyknął Ross.
- Z przykrością musimy stwierdzić, iż ta pani nie żyje - powiedział lekarz. Na jego słowa wybuchnęłam niepohamowanym płaczem. Rzuciłam się na kolana i skuliłam w małą kulkę. Zaczęłam głośno szlochać. Poczułam mocny uścisk, był to Ross. Nagle z nieba lunął obfity deszcz. W jedną małą chwilkę byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Ross podniósł się i chwycił mnie za rękę w celu podniesienia mnie. Ja jednak ani drgnęłam. Karetka już dawno odjechała. Odchyliłam lekko głowę, krople deszczu spadały centralnie na moją twarz. Byłam cała przemoczona. Teraz zbytnio nie wiedziałam czy od deszczu czy od łez. Nie mogłam uwierzyć, że przeze mnie umarła tak młoda dziewczyna. Czemu ja się z nią wtedy pokłóciłam?! 
- Abby.. wstań! Czas już iść. Przeziębisz się - rzekł. Nie zwracałam na niego uwagi. W końcu chłopak podniósł mnie na rękach i włożył do swojego samochodu. Po chwili i on znalazł się w środku pojazdu. Zapiął mnie czarnym pasem, odpalił silnik i ruszył. Podczas drogi oby dwoje milczeliśmy. Byłam skupiona na kropelkach deszczu, które z trudem utrzymywały się na szybie. 
- Zatrzymaj się! - warknęłam widząc, że jesteśmy niedaleko mojego domu. Chłopak zatrzymał się, a ja wysiadłam przed domem swojego sąsiada. Zaczęłam iść w stronę swojego domu. W oddali słyszałam jeszcze krzyki Rossa, ale ucichły kiedy skręciłam i zniknęłam za żywopłotem. Otworzyłam z trudem drzwi, gdyż przez załzawione oczy ciężko było cokolwiek zobaczyć. Zaczęłam ściągać buty. nagle zza futryny wyłonił się tata, Luke i Alex. 
- Kto zrobił dziś zajebiaszczą kolacje? - krzyknął Luke.
- My - odpowiedzieli chórem tata i Alex. Spojrzałam na nich z wymuszonym uśmiechem. 
- Kto dziś jest przybity i smutny? - odparł tata z troską. 
- Ona.. - powiedzieli chórem moi bracia i pokazali palcami na mnie. 
- O co chodzi? - powiedział mężczyzna. 
- Nie ważne.. - z trudem powstrzymywałam się od płaczu. Spojrzałam jeszcze raz na tatę, jego oczy były wypełnione troską i strachem - Moja przyjaciółka... Popełniła samobójstwo! - krzyknęłam i rzuciłam się zrozpaczona na podłogę. Tata od razu uklęknął przy mnie. Ja spojrzałam na niego i mocno go objęłam. 


Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. po około godzinie obudziłam się, byłam w swoim łóżku, leżałam dokładnie przykryta. Z trudem podniosłam się, wyszłam z pokoju. Właśnie miałam zejść po schodach, jednak zadzwonił dzwonek do drzwi. Postanowiłam, że zostanę. Ukucnęłam przy barierce od schodów tak by nie było mnie widać. Po chwili wyłonił się mój tata, otworzył drzwi. Do domu weszło dwóch potężnych mężczyzn ubranych w granatowe mundury. Byli to policjanci. 
- Dzień Dobry czy tu mieszka rodzina Taylor'ów? - spytał jeden z mężczyzn.
- T..tak - odparł tata. 
- Czy moglibyśmy porozmawiać z Abby? - kontynuował policjant. 
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł - zaczął mój tata - Abby nie jest jeszcze w dobrym stanie psychicznym - dodał.
- Skoro tak jesteśmy zmuszeni umieścić ją w szpitalu psychiatrycznym. Będzie miała tam doskonały kontakt z psychologiem, a my będziemy mogli w każdej chwili czegoś się dowiedzieć - powiedział drugi mężczyzna. 
- Nie! - krzyknęłam i zbiegłam na dół po schodach - Nie zamkniecie mnie w psychiatryku! Nie odbiło mi, aż tak! - cały czas krzycząc przytuliłam się do taty. 
- Abby.. To dla Twojego dobra - rzekł łysy mężczyzna - Nikt Ci tam krzywdy nie zrobi. 
- Nie! Tato, tato błagam nie pozwól im - krzyczałam. Nagle w drzwiach pojawił się Luke i Alex. Mężczyźni złapali mnie za ręce i oderwali od taty. Szarpałam się jak dziki kot, ale i tak na nic. W porównaniu do nich byłam jak mała myszka. 
- Zostawcie moją córkę! - krzyczał tata - Zostawcie ją! 
Oni nie zwracali na niego uwagi. Jednym ruchem wsadzili mnie do radiowozu i zamknęli drzwi na klucz. Waliłam mocno rękami w szybę przy czym płakałam jak jeszcze nigdy w życiu. tata, Alex i Luke podbiegli do samochodu i zaczęli szarpać na klamki od drzwi na różne sposoby. Funkcjonariusze przekręcili kluczyki i odpalili radiowóz. Nagle ruszyliśmy z miejsca. teraz już wiedziałam, że nikt mi nie pomoże. Odwróciłam się i zobaczyłam jedynie siedzącego na mokrej ulicy tatę, który płakał, Alexa trzymającego się za głowę i płaczącego oraz Luka, który przez jakiś czas miał nadzieję, że dogoni radiowóz i biegł, lecz później się zatrzymał i zaczął płakać... 



Hejka ;) 
podoba Wam się kolejny rozdział? 
Dacie radę wybić 13 kom? <3 



środa, 13 kwietnia 2016

Ważna Notatka

Muszę zrobić krótką przerwę, gdyż mam teraz bardzooo dużoo sprawdzianów... 
Gdyby tego było mało muszę przeczytać Quo Vadis do czwartku, a ja nawet jej nie zaczęłam ;/ 
Muszę znaleźć gdzie audiobooka albo dobre streszczenie ;/ :D 
Mam nadzieję, że dam radę.. Może jak będę miała przerwę (bo będą pisać egzaminy) to wtedy znajdę chwilkę na napisanie kolejnego rozdziału :* 
Trzymajcie za mnie kciuki :) 
Przepraszam Was bardzo i mam nadzieję, że wytrzymacie :* 

piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 16- ,,Nie obiecuj skoro i tak wiesz, że nie dotrzymasz słowa..''

- W kim? - spytałam zdziwiona.
- W... Kate. nie mogę uwierzyć w to, że ze mną zerwała - spojrzał na mnie. Ja momentalnie spuściłam głowę - Nie wiem dlaczego, ale przy niej się tak dziwnie czuję. To znaczy, dopiero od wczoraj tak się czuję. Jak przyszłaś wczoraj do Nas dostałem SMSa i potem cały czas myślałem o tym dziwnym uczuciu, które tworzyło się w moim brzuchu - wyznał. Stałam osłupiała, Nie wiem czemu czułam rozczarowanie. Przecież nic mi nie obiecywał, jednak moje serce czuło gorycz i smutek. 
- Wierzę, że Wam się ułoży Ross. Jest już późno, więc wrócę do domu - szybko powiedziałam i chwyciłam swoją torebkę. Właśnie miałam zamiar wyjść, ale on musiał mnie zatrzymać.
- Powiedziałem coś nie tak? - spytał zza moich pleców. 
- Nie Ross, z Tobą wszystko ok. Po prostu muszę doprowadzić swoje życie do ładu - sztucznie się uśmiechnęłam i wyszłam. Po wyjściu skierowałam się w stronę swojego domu. Po 10 minutach byłam już w domu. Zdjęłam swoją jeansową kurtkę i miętowe conversy. Weszłam do kuchni, był tam David, Alex i Luke. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z nij chłodną puszkę coca-coli.
- Gdzie się podziewałaś? - odezwał się Luke. 
- Byłam u koleżanki. Nie mogę już nigdzie wyjść?
- Mama się o Ciebie martwiła. Prawie cały czas płakała po twoim wyjściu - odparł. 
- Wyjechali już? - spytałam. 
- Tak wczoraj wieczorem.. Dzwoniłem do Ciebie, ale miałaś wyłączony telefon. 
- Sorry bardzo, ale znienawidziłam jej. Jak ona tak mogła? - krzyknęłam.
- Wiem, że Ci ciężko sis, ale musimy dać radę okey? - spytała, a ja potaknęłam - Bo jak nie my to kto? - zaśmiał się, a potem my do niego dołączyliśmy. 
- Na nas też możesz liczyć Abby - westchnął David. Na jego słowa mimowolnie się uśmiechnęłam. Po chwili przeszłam z kuchni do salonu. Siedział tam mój jakże kochany ojczulek.. Ahh tylko tego mi brakowało. Wymieniliśmy sobie spojrzenia. Usiadłam na kanapie, biorąc łyka napoju. Mężczyzna cały czas mnie obserwował trochę mnie to krępowało i czułam się tak nieswojo. 
- No co? - warknęłam.
- Nic, tylko podziwiam jak piękną mam córeczkę.
- Nie podlizuj się ok? I tak Ci nie wybaczę - przewróciłam oczami.
- Abby wiesz, że Cię kocham. Nie moja wina, że twoja mama już przestałą mnie kochać i unikała mnie jak ogień wody. Nie kazała mi się z Wami spotykać.  
- A ty ją kochasz? - spytałam. 
- Kocham.. - odparł i spuścił głowę. Ja wstałam, odłożyłam puszkę z colą. Podeszłam do taty i usiadłam obok niego.
- Nie martw się. Ja zawszę będę Cię kochać - rzekłam. 
- Ja Ciebie też - powiedział skromnie i uśmiechnął się. 



- Chodź zabieram Cię na spacer - powiedział wstając i już po chwili zniknął. Gdy wrócił ubrany już w marynarkę podał mi moją jeansową kurtkę. Podniosłam się leniwie z kanapy. Ubrałam się i już po chwili szliśmy jedną z alejek parku. Niebo było zachmurzone, nasze postacie owiewał chłodny wiatr. Szliśmy w milczeniu. Może popełniłam błąd w tym, że wzięłam sobie jedynie cienką kurteczkę. Było mi niezmiernie zimno. Spojrzałam na tatę, szedł pewien siebie z lekkim uśmiechem. Ręce trzymał w kieszeni. Jednym szybkim ruchem wślizgnęłam swoją rękę pomiędzy jego. Teraz szliśmy razem pod rękę. Było mi ciepło i przyjemnie. W tej chwili czułam miłość jaka tryskała od niego do mnie. Tak strasznie za nim tęskniłam. Oparłam swoją głowę na jego ramieniu. Mężczyzna zaprowadził nas obu na jedną z wolnych ławeczek. Usiedliśmy i rozglądaliśmy się w okół. Cały czas milczeliśmy, nie przeszkadzało mi to, najwidoczniej jemu też nie. Po prostu potrzebujemy ze sobą być, nie potrzebne są nam słowa byśmy się dobrze się czuli w swojej obecności. Zupełnie tak samo miałam z Anną czy Rydel. Czasami są w życiu takie chwile, że najlepsze co trzeba zrobić jest milczenie, ale bycie blisko osoby, którą kochasz. 
- Czemu chodzisz cały czas w garniturze? - spytałam po tak długim milczeniu. 
- Bo chcę dobrze wyglądać. Słuchaj wy pewnie nie wiecie, ale prowadzę wieczorny show - odpowiedział.
- Czyli mam sławnego tatę? - zdziwiłam się.
- Powiedzmy.. - zaśmiał się, a ja wraz z nim. W sumie mi to nie przeszkadzało. Sławny czy nie i tak go kocham. 
- Ale nie zostawisz już nas? - spytałam poważnie. Mój głos naprawdę nabrał bardzo poważną barwę, aż się zdziwiłam. 
- Ależ oczywiście, że nie kochanie - uśmiechnął się i cmoknął mnie w czoło. Kamień spadł mi z serca. Nie chciałabym  znów go stracić. Nagle mój telefon za wibrował, Odblokowałam go i zauważyłam nową wiadomość od Rossa: ,,Abby musimy się spotkać! Możesz teraz?''. Po chwili mój telefon znów za wibrował, tym razem była to wiadomość od Seleny? To nie podobne.. Nie utrzymujemy kontaktu od naszej kłótni o Rossa. ,,Abby, chciałabym się z tobą pożegnać. Zniknę raz na zawsze z Twojego.. Przepraszam z Waszego życia. Jeśli chcesz mnie jeszcze ostatni raz mnie ujrzeć przyjdź do mojej kamienicy na dach.. Mam jeszcze jedną prośbę. Błagam weź ze sobą Rossa.. Dziękuje.'' Hmm.. troszkę dziwne. 
-Coś się stało? - zauważył tata.
- Koleżanka chce się ze mną pilnie spotkać... - westchnęłam ukradkiem patrząc na reakcję mężczyzny. 
- No to dalej leć - odparł uśmiechnięty. 
- Dziękuje tatuś.. - rzekłam i przytuliłam go mocno.


Po chwili biegłam już do domu Lynchów. Zapukałam dynamicznie do ich drzwi. Otworzył mi Ross. 
- Ty też dostałaś SMS'a od Seleny? - spytał na powitanie. Pokiwałam twierdząco głową. Odblokowałam telefon.
-Abby, chciałabym się z tobą pożegnać. Zniknę raz na zawsze z Twojego.. Przepraszam z Waszego życia. Jeśli chcesz mnie jeszcze ostatni raz mnie ujrzeć przyjdź do mojej kamienicy na dach.. Mam jeszcze jedną prośbę. Błagam weź ze sobą Rossa.. Dziękuje. - przeczytałam. 
- Mi napisała tak samo tylko, żebym wziął Ciebie.. - odparł - To trochę dziwne i niepokojące. Jedziemy? - dodał.
- Tak! - krzyknęłam i skierowałam się z blondynem do samochodu chłopaka. 
Po 10 minutach byliśmy na miejscu. Biegiem weszliśmy na sam dach kamienicy. Stała tam zapłakana Selena...




Jest :) 
Wybiliście 15 kom i tak jak obiecałam jest rozdział następny ;) 
Podoba się? 
Rozdział trochę o relacjach córki z ojcem. Taki rodzinny,ale chyba źle nie jest?


10 kom i lecimy z następnym :*

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Rozdział 15- ,,Życie to nie bajka, nie ma gwarancji dobrego zakończenia.''

Gdy oderwaliśmy się od siebie poczułam lekkie rumieńce na policzkach. W brzuchu miałam mnóstwo latających motyli. Teraz przede mną był czuły troskliwy Ross, taki też był nasz pocałunek. Abby wróć na ziemie!
- Ross, nie powinniśmy - zaczęłam nieśmiało. 
- Dlaczego? 
- Masz dziewczynę - spojrzałam z niedowierzaniem na niego. 
- Ahh... No tak - posmutniał. 
- Wiesz co robi się późno.. Będę się zbierać - wstałam z kanapy. 
- Nie, nie idź! Zostań tu na noc. Nie uciekaj od świata, bądź bardziej dostępna - odparł blondyn. Oczywiście nie obyło się bez wymiany zdań w której kłóciłam się z Rossem o to czy mam zostać czy nie. W końcu poddałam się i postanowiłam, że zostanę, bo wiedziałam, że z nim nie wygram. Później po kolejnej sprzeczce o to gdzie mam spać (oczywiście wyszło na to, że śpię u Rossa) poszłam się umyć. Blondyn uszykował mi piżamę pożyczoną od Rydel. O godzinie 23:00 leżałam już w łóżku. Biała żarówka rozświetlała pokój nastolatka, z radia leciała cicha muzyka. Z oddali było można usłyszeć również upadające krople prysznica. Ross właśnie brał kąpiel, ja przeglądałam mojego Facebooka. Nagle mój wzrok spoczął na gitarze, którą już dawniej  widziałam. Wstałam z łóżka i stanęłam tuż przed instrumentem ubrana w zwiewną piżamę.


- Fajna co nie? - usłyszałam głos za sobą na który wzdrygnęłam się lekko - Nie bój się skarbie - podszedł bliżej i objął mnie od tyłu. Na początku czułam się nie komfortowo, jednak chwile później mi się to bardzo spodobało. Jego ręce były ciepłe i przyjemne. Nie dziwie się teraz dlaczego te wszystkie dziewczyny miały do niego słabość - Zastanawiasz się pewnie po co mi to? - szepnął mi delikatnie do ucha, na co ja przytaknęłam - Jestem w zespole podobnie jak Rydel, Riker, Ell i Rocky. Razem tworzymy zespół R5 - powiedział dumny. Ja otworzyłam buzie ze zdziwienia. 
- I wy macie koncerty i w ogóle? - spytałam. On jedynie kiwnął głową i uśmiechnął się - Zagrasz mi coś? - uśmiechnęłam się. 
- Nie - na tą odpowiedź mój uśmiech znikł - Musisz przyjść na koncert, żeby Nas posłuchać - puścił mi oczko.
- Serio chcesz mnie zabrać na swój koncert? - spytałam. Chłopak pokiwał twierdząco głową. Uśmiechnęłam się skromnie. Po 5 minutach leżałam z powrotem w łóżku. Blondyn zaczął szykować sobie matę i śpiwór na podłodze. Zgasił światło i położył się na swoim nowym ,,legowisku''. Przykryłam się kołdrą, odwróciłam się twarzą do ściany i zasnęłam. Nagle zerwałam się ze swojego spokojnego snu. Rozejrzałam się po pokoju, panowała w nim głucha ciemność. Słychać było jedynie ciche tykanie zegarka na rękę i oddychanie Rossa. Za oknem hulał wiatr. W oddali szeleściły listki. Odblokowałam telefon, była godzina 01:00 w nocy. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nie mogłam zasnąć, nie miałam z kim pogadać, nie mogłam przejrzeć Facebooka, gdyż światło obudziłoby Rossa. Leżałam bezczynnie, wpatrywałam się w sufit. Moja kołdra zsunęła się na ziemię. W pokoju było dość chłodno, przez co momentalnie całe moje ciało opętał dreszcz. Skuliłam się w mały kłębuszek. Zza moich pleców usłyszałam skrzypienie. Po chwili poczułam na sobie ciepły materiał. Była to kołdra Rossa, a przykrył mnie nią on sam. Po dokładnym otuleniu mnie całej chłopak otworzył drzwi i wyszedł. Wrócił po kilku minutach, usiadł na krześle i siedział nieruchomo. Wpatrywałam się w niego uważnie, lecz moje oczy odmawiały z czasem posłuszeństwa i zamykały się. Chwilę później zasnęłam. Rano obudziły mnie łaskoczące moją bladą twarz promienie słoneczne. Podniosłam się do pozycji siedzącej, rozejrzałam się po pokoju, nikogo oprócz mnie w nim nie było. Chwyciłam swoje ubrania, weszłam do łazienki i wróciłam z niej ubrana i umyta. Zeszłam po cichu do kuchni. 
- Hej kochanie - usłyszałam na powitanie od Rydel. 
- siemka ślicznotko - zaśmiał się Ryland. 
- Co zjesz? - rzekła uśmiechnięta blondynka - Jak się spało? - dodała, gdy usiadłam przy blacie.
- Nie było najgorzej - odpowiedział zabierając dziewczynie jabłko z przed nosa. 
- Rozumiem, że to będzie Twoje śniadanie? - podniosła jedną brew do góry. Ja jedynie pokiwałam głową i poszłam usiąść na kanapie w salonie. 
- Ooo.. Hej - zawołał zadowolony Ross - Siadaj! - dodał poklepując miejsce obok siebie..

Do południa oglądaliśmy filmy całą paczką. Jedliśmy przy tym lody, pizze, wygłupiając się, Rydel, Riker i Ross od czasu  do czasu coś podśpiewywali lub nucili. Była godzina 15:00. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, Ross na ten odgłos wstał i poszedł otworzyć. 
- Czemu nie odbierasz?! - usłyszeliśmy krzyk. Wszystkie pary oczu skierowały się właśnie na nich łącznie z moimi. W drzwiach stała ta sama dziewczyna, z którą widziałam go ostatnio w sklepie. Dziewczyna miała brązowe włosy, ciemną karnację i brązowe oczy. 



- Dzwoniłam do Ciebie chyba z 30 razy i żadnej konkretnej odpowiedzi od Ciebie - wrzeszczała dalej. 
- Nie denerwuj się.. - próbował ją uspokoić Ross. 
- Jak mam się nie denerwować Rossy.. Unikasz mnie od dłuższego czasu, tak nie może być! Jestem Twoją dziewczyną. Będzie lepiej jak na chwilę odpoczniesz ode mnie - powiedziała.
- Ale ja nie chcę, nie chcę od Ciebie odpoczywać! 
- Zróbmy sobie przerwę - rzekła nieugięcie.
- To znaczy, że ze mną zrywasz - spytał załamany.
- Tylko na krótki czas, jak wrócisz do normy zadzwoń - odparła i odeszła. Ross trzasnął drzwiami i pobiegł na górę. 
- Może pójdę z nim pogadać - odezwałam się gdy zapadła niezręczna cisza. Po czym ruszyłam do pokoju chłopaka. Gdy weszłam po cichu chłopak był odwrócony plecami do mnie. Miał gitarę akustyczną i patrzył przez okno. Zaczął grać jakieś ciche akordy. Po chwili znów umilkł. 
- Ross? - spytałam niepewnie - Wszystko ok? 
- Wiesz co, jestem na max'a wściekły, że ze mną zerwała, ale z jednej strony się cieszę, bo mogę to wszystko sobie spokojnie rozważyć i przemyśleć.. - odparł.
- A co chcesz przemyśleć? 
- Bo ja się.. wiem, że to do mnie nie podobne, ale ja się zakochałem.. 
- W kim?! - zdziwiłam się.
- W....



Ta da.. Oto rozdział 15 ^^
Jej ale ten czas szybko leci :o 
Pamiętam jak niedawno był dopiero 5 a teraz już 15 <3 
Podoba się? 
Troszkę krótszy niż ostatnio, wiec przepraszam :*
Ostatnio wybiliście 14 komów *.* 
Dacie radę teraz 15? ^_^