wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 17- ,,Umarłam przez Ciebie, chociaż właśnie dla Ciebie tak pragnęłam żyć.''

Dziewczyna stała nieruchomo. Ani drgnęła. Z jej oczu leciały wielkie gorzkie łzy, co jakąś chwile szlochała. Stała na samym końcu dachu. 
- Dziękuje, że przyszliście. Chciałam Was jedynie przeprosić, namieszałam w Waszym życiu i to dość mocno. Wiedzcie jedynie to, że nie chciałam. Cieszę się, że przyszliście i mogłam Wam to powiedzieć prosto w oczy - powiedziała, po czym przysunęła się bliżej krawężnika dachu. 
- Selena! - krzyknęłam i zaczęłam biec w jej kierunku. 
- Stój! - również krzyknęła. Na jej rozkaz stanęłam jak wryta - Nie podchodź... 
- Nie rób nic głupiego Sel - w końcu przemówił Ross. 
- Nie będę, ja tylko usuwam się z Waszego życia - uśmiechnęła się - Raz na zawsze - dodała. 
- Błagam Cię możemy to jakoś inaczej załatwić, pogadajmy na spokojnie - prosiłam.
- Już za późno - odezwała się. 
- Na nic nie jest za późno! - mówiłam ledwo powstrzymując się od płaczu. Dziewczyna spojrzała na mnie i na Rossa i jeszcze raz na mnie. Łzy nie przestawały spływać po jej policzkach. Patrzała na mnie z miną: ,,Przepraszam!''. Była tak bardzo zakłopotana, że nie wiedziałam co mam teraz zrobić, powiedzieć. Nagle dziewczyna przez barierki i stanęła tak, że pół jej stopy było na dach, a pół w powietrzu. Razem z Rossem podbiegliśmy do barierki. 
- Na wszystko jest już za późno.. Przepraszam! - szepnęła, po czym odchyliła się i rzuciła w czarną otchłań ulicy. Wyciągnęłam rękę w celu ratowania jej, ale na marne.. Dziewczyna spadła z dziesięciopiętrowego budynku...


- Nie! Selena! - krzyknęłam tak głośno jak jeszcze nigdy w życiu. Ross szybko chwycił telefon i zadzwonił po pogotowie. Po 5 minutach ambulans był na miejscu. Zaczęli badać Selene. Była cała we krwi. Leżała bezwładnie.. Po chwili lekarze zaczęli pakować jej ciało do wielkiego czarnego worka. 
- Co wy robicie?! - krzyknął Ross.
- Z przykrością musimy stwierdzić, iż ta pani nie żyje - powiedział lekarz. Na jego słowa wybuchnęłam niepohamowanym płaczem. Rzuciłam się na kolana i skuliłam w małą kulkę. Zaczęłam głośno szlochać. Poczułam mocny uścisk, był to Ross. Nagle z nieba lunął obfity deszcz. W jedną małą chwilkę byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Ross podniósł się i chwycił mnie za rękę w celu podniesienia mnie. Ja jednak ani drgnęłam. Karetka już dawno odjechała. Odchyliłam lekko głowę, krople deszczu spadały centralnie na moją twarz. Byłam cała przemoczona. Teraz zbytnio nie wiedziałam czy od deszczu czy od łez. Nie mogłam uwierzyć, że przeze mnie umarła tak młoda dziewczyna. Czemu ja się z nią wtedy pokłóciłam?! 
- Abby.. wstań! Czas już iść. Przeziębisz się - rzekł. Nie zwracałam na niego uwagi. W końcu chłopak podniósł mnie na rękach i włożył do swojego samochodu. Po chwili i on znalazł się w środku pojazdu. Zapiął mnie czarnym pasem, odpalił silnik i ruszył. Podczas drogi oby dwoje milczeliśmy. Byłam skupiona na kropelkach deszczu, które z trudem utrzymywały się na szybie. 
- Zatrzymaj się! - warknęłam widząc, że jesteśmy niedaleko mojego domu. Chłopak zatrzymał się, a ja wysiadłam przed domem swojego sąsiada. Zaczęłam iść w stronę swojego domu. W oddali słyszałam jeszcze krzyki Rossa, ale ucichły kiedy skręciłam i zniknęłam za żywopłotem. Otworzyłam z trudem drzwi, gdyż przez załzawione oczy ciężko było cokolwiek zobaczyć. Zaczęłam ściągać buty. nagle zza futryny wyłonił się tata, Luke i Alex. 
- Kto zrobił dziś zajebiaszczą kolacje? - krzyknął Luke.
- My - odpowiedzieli chórem tata i Alex. Spojrzałam na nich z wymuszonym uśmiechem. 
- Kto dziś jest przybity i smutny? - odparł tata z troską. 
- Ona.. - powiedzieli chórem moi bracia i pokazali palcami na mnie. 
- O co chodzi? - powiedział mężczyzna. 
- Nie ważne.. - z trudem powstrzymywałam się od płaczu. Spojrzałam jeszcze raz na tatę, jego oczy były wypełnione troską i strachem - Moja przyjaciółka... Popełniła samobójstwo! - krzyknęłam i rzuciłam się zrozpaczona na podłogę. Tata od razu uklęknął przy mnie. Ja spojrzałam na niego i mocno go objęłam. 


Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. po około godzinie obudziłam się, byłam w swoim łóżku, leżałam dokładnie przykryta. Z trudem podniosłam się, wyszłam z pokoju. Właśnie miałam zejść po schodach, jednak zadzwonił dzwonek do drzwi. Postanowiłam, że zostanę. Ukucnęłam przy barierce od schodów tak by nie było mnie widać. Po chwili wyłonił się mój tata, otworzył drzwi. Do domu weszło dwóch potężnych mężczyzn ubranych w granatowe mundury. Byli to policjanci. 
- Dzień Dobry czy tu mieszka rodzina Taylor'ów? - spytał jeden z mężczyzn.
- T..tak - odparł tata. 
- Czy moglibyśmy porozmawiać z Abby? - kontynuował policjant. 
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł - zaczął mój tata - Abby nie jest jeszcze w dobrym stanie psychicznym - dodał.
- Skoro tak jesteśmy zmuszeni umieścić ją w szpitalu psychiatrycznym. Będzie miała tam doskonały kontakt z psychologiem, a my będziemy mogli w każdej chwili czegoś się dowiedzieć - powiedział drugi mężczyzna. 
- Nie! - krzyknęłam i zbiegłam na dół po schodach - Nie zamkniecie mnie w psychiatryku! Nie odbiło mi, aż tak! - cały czas krzycząc przytuliłam się do taty. 
- Abby.. To dla Twojego dobra - rzekł łysy mężczyzna - Nikt Ci tam krzywdy nie zrobi. 
- Nie! Tato, tato błagam nie pozwól im - krzyczałam. Nagle w drzwiach pojawił się Luke i Alex. Mężczyźni złapali mnie za ręce i oderwali od taty. Szarpałam się jak dziki kot, ale i tak na nic. W porównaniu do nich byłam jak mała myszka. 
- Zostawcie moją córkę! - krzyczał tata - Zostawcie ją! 
Oni nie zwracali na niego uwagi. Jednym ruchem wsadzili mnie do radiowozu i zamknęli drzwi na klucz. Waliłam mocno rękami w szybę przy czym płakałam jak jeszcze nigdy w życiu. tata, Alex i Luke podbiegli do samochodu i zaczęli szarpać na klamki od drzwi na różne sposoby. Funkcjonariusze przekręcili kluczyki i odpalili radiowóz. Nagle ruszyliśmy z miejsca. teraz już wiedziałam, że nikt mi nie pomoże. Odwróciłam się i zobaczyłam jedynie siedzącego na mokrej ulicy tatę, który płakał, Alexa trzymającego się za głowę i płaczącego oraz Luka, który przez jakiś czas miał nadzieję, że dogoni radiowóz i biegł, lecz później się zatrzymał i zaczął płakać... 



Hejka ;) 
podoba Wam się kolejny rozdział? 
Dacie radę wybić 13 kom? <3 



5 komentarzy:

  1. CO?! DLACZEGO?!
    Kiedy czytałam tą scenę z deszczem myślałam, że on ją,pocałuję, a potem zabierze ją na kolację czy coś, a ty ją do psychiatryka wsadzasz xDD Dziewczyno skąd ty bierzesz te pomyśły? Mam nadzieje, że nie z życia xDD
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na next ✌

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej czy tylko ja na tym rodziale rycze jak głupia?😭 Czekam na next💕💪

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny, ale smutny :(
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Yea, w końcu nadrobiłam wszystkie blogi.:')
    I ogólnie to sad ten rozdział, do tego muzyka się wpasowała i no, haha.

    OdpowiedzUsuń
  5. G-E-N-I-A-L-N-E ������ super blog czekam na kolejny rozdział ❤️������❤️❤️❤️❤️��

    OdpowiedzUsuń