wtorek, 31 maja 2016

Rozdział 21- ,,Codziennie patrz na świat, jakbyś widział go po raz pierwszy.''

Mężczyzna zaczął się rozglądać uważnie. Momentalnie przywarłam do pnia drzewa i znieruchomiałam. Gdybym tylko mogła wniknęłabym w tą roślinę. Spojrzałam nie zauważalnie w stronę faceta. Ten zaczął iść w przeciwną do mnie stronę. Odetchnęłam z ulgą, jednak nadal stałam po cichu za drzewem tym razem nie tak spięta. Próbowałam oddychać jak najciszej mogłam, cały czas obserwowałam miejsce w którym przed chwilą stał mężczyzna. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu, obejmując mnie jedną ręką wokół moich rąk i brzucha a drugą zakrywając mi usta. Zaczęłam się wywijać i wykręcać w różne strony, co i tak nic nie dało. Ten ktoś zaczął mnie ciągnąć w stronę samochodu, po czym wepchnął mnie do środka, zamknął drzwi tak, abym się nie wydostała.Po chwili po drugiej stronie wsiadł również on, włożył kluczyki do stacyjki i zaczął powoli ściągać okulary i kaptur. 
-Ross?! -krzyknęłam z niedowierzaniem, kiedy chłopak ściągnął rzeczy maskujące -Nie wierzę! Jesteś chorym pojebem. Zostawiasz mnie samą w lesie, przyjeżdżasz dopiero po 3 godzinach i to jeszcze przebrany za bandytę! Wypuść mnie stąd! -nadal krzyczałam szarpiąc klamkę od drzwi.
-Uspokój się Abby! Próbuję Cię chronić! -uspokajał mnie. Spojrzałam w jego tryskające czekoladą oczy. 
-Zostaw mnie, to był błąd, że Ci zaufałam. Ty się nigdy nie zmienisz.. -powiedziałam z łzami w oczach. 
-Abby... -zaczął.
-Nie! Zawieź mnie do domu i nie odzywaj się do mnie, nie patrz na mnie i nie utrzymuj ze mną kontaktu -przerwałam mu. Chłopak spojrzał na mnie załamany. Bez słowa przekręcił kluczyki i ruszył. Po 10 minutach byliśmy już obok mojego domu.  Wyszłam bez słowa i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Weszłam do środka mieszkania mając wywalone na Rossa. Pobiegłam po schodach do swojego pokoju. Rzuciłam swoje rzeczy na łóżko i usiadłam przy biurku. Nagle do mojego pokoju wszedł tata.
-Już wróciłaś? -spytał.
-Tak, przed chwilą. Właśnie mam zamiar iść spać -odpowiedziałam. 
-Ok to spokojnej nocy życzę -uśmiechnął się. Odwzajemniłam mu ten gest i już po chwili mężczyzna zniknął za drzwiami. Poszłam się przebrać w piżamę i po kilku chwilach leżałam w łóżeczku. Mam nadzieję, że Ross ogarnie się i przestanie się ze mną kontaktować.Zamknęłam oczy i już po chwili zasnęłam. Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Otworzyłam leniwie oczy i podniosłam lekko głowę. Znajdowałam się w jakiejś bardzo starej piwnicy. Do okna były poprzybijane deski, po całym pokoju były porozrzucane kawałki materiału, beczki, książki i inne. Podniosłam się i podeszłam do drzwi. Próbowałam je otworzyć, lecz były zamknięte. Zaczęłam je z całych sił szarpać. Nagle usłyszałam kroki zbliżające się do pomieszczenia, w którym byłam. 


*Oczami Rossa*

Przetarłem lekko oczy i po chwili je otworzyłem. Byłem w swoim ulubionym miejscu- mój pokój. Rozejrzałem się nieprzytomnie po pomieszczeniu, wszystko było na swoim miejscu. Spojrzałem na zegarek, była 10:00. Tej nocy długo nie mogłem zasnąć przez Abby. Nienawidzę jej, przez nią moje życie się pokomplikowało. Zmieniłem się i to bardzo... Nie podoba mi się to! Po chwili zszedłem po schodach do kuchni w samych spodenkach. Rydel robiła naleśniki, a Rocky i Riker wyjadali jej bitą śmietanę.
-Siemson młody! -krzyknął Rocky na mój widok. Ja jedynie odmachnąłem mu ręką. Porwałem z koszyka wiklinowego dojrzałe i soczyste jabłko. Wziąłem pierwszego gryza. 
-Ross, szykuję Ci naleśniki! Nie obżeraj się -powiedziała zbulwersowana blondyneczka.
-Rydel kochanie... Chciałbym zjeść, ale muszę szybko zapierdzielać do Abby. Wczoraj się posprzeczaliśmy, a nie mogę jej teraz zostawiać samej -wytłumaczyłem.
-A to dlaczego? Abby jeśli się nie mylę nie ma 6 lat tylko ma 18 -odparła.
-Ee.. No, bo ją bardzo... lubię? -zamotałem się. Moje rodzeństwo nic nie wie o mojej kryminalnej przeszłości. 
-Uuuu... -zagruchali Riker i Rocky. 
-Zamknijcie się! -krzyknąłem i pobiegłem na górę do swojego pokoju. Odnalazłem na dnie mojej szafy czarny garnitur i białą koszulę. Po chwili do kompletu doszły lakierki i krawat. Po 10 minutach ubrany już w białą koszulę podszedłem do lustra, chwyciłem za marynarkę i powoli wsunąłem ją na swoje ramiona, po czym energicznie zapiąłem jej guzik. 


Po paru minutach jechałem do domu Abby. Będąc już pod drzwiami lekko w nie zapukałem. Przede mną pojawił się pan Taylor. 
-Witaj Ross, Ty pewnie do Abby? -spytał na powitaniu.
-Dzień Dobry, tak ja własnie do niej -uśmiechnąłem się lekko. 
-Proszę wejdź. Abby jest na górze, chyba jeszcze śpi -mężczyzna wpuścił mnie do środka. Pobiegłem na górę do pokoju dziewczyny. Bez zawahania otworzyłem drzwi od jej pokoju.
-Hej śpioszku... -zacząłem z uśmiechem, lecz już po chwili mój uśmiech zamienił się w grobową minę. Pokój był zupełnie pusty. Nikogo w nim nie było, a przecież jej tata mówił, że tutaj jest. Podszedłem do drzwi od jej łazienki i lekko zapukałem. Odpowiedziała mi głucha cisza. Powoli otworzyłem drzwi. W łazience również nikogo nie było. Wróciłem z powrotem do pokoju. Rozejrzałem się po nim dokładnie... Nagle zauważyłem małą karteczkę na biurku blondynki. Podszedłem do mebla i chwyciłem mały skrawek papieru. ,,Pojechałam do koleżanki na kilka nocek. Nie wiem kiedy wrócę. Abby''- przeczytałem półgłosem. Cholera... Przecież to nie jest pismo Abby. Wiem to, bo dziewczyna nie piszę tak brzydko! Kurwa, Ross co robić? Co robić?! Myśl... Gdzie oni mogli ją zabrać? Nagle do pokoju wszedł pan Taylor.
-A gdzie Abby? -rzekł zdziwiony. Moje oczy, gdyby mogły wyskoczyłyby z orbit. Zacisnąłem mocniej skrawek papieru i głośno przełknąłem ślinę...

*Oczami Abby*

Drzwi od piwnicy otworzyły się, a do środka weszło dwóch potężnych facetów. Moje serce zaczęło walić jak szalone. Jeden z nich zaczął się szatańsko uśmiechać.
-Proszę, proszę... Kogo my tu mamy? -zapytał retorycznie jeden z nich.
-Ślicznotkę Lyncha.. -zaśmiał się drugi. 
-Czego ode mnie chcecie? -krzyknęłam przestraszona. 
-Oj nic takiego kochanie. Ty tylko odpowiesz za wybryk twojego blondynka -powiedział.
-Rossa? A czemu ja?! -panikowałam. 
-Bo jesteś jego dziunią... -rzekł drugi.
-Ja?! Chyba Wam się coś pomyliło... Idioci -odpowiedziałam spokojniej.
-Co powiedziałaś?! -zbulwersował się jeden i kiwnął głową do drugiego. Ten wyciągnął pistolet zza siebie i wymierzył go prosto w moją głowę...



Hejka.
Witam Was bardzo serdecznie. 
Wybaczcie mi, że tak długo mnie tu nie było, ale cóż... Szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła. Ale już niedługo koniec! Będzie pasek? 
A wracając do bloga mam nadzieję, że jeszcze tu ktoś został co? JEŚLI KTOŚ TO JESZCZE CZYTA, NIECH ZOSTAWI PO SOBIE ŚLAD W KOMENTARZU ;)
Zmykam papatki <3




























środa, 11 maja 2016

Rozdział 20- ,,You and me forever.''

Zacząłem się jeszcze dokładniej rozglądać po sklepie. Blondynki jak nie było tak nie ma. Moje ręce zaczęły się pocić, ciśnienie podskoczyło, a serce biło tak szybko jak by zaraz miało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej. Nie mogę jej stracić. Jeśli się jej coś stanie to będę skończony. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu. Zakrył mi oczy rękoma, po chwili usłyszałem: 
-Zgadnij kto to? -odezwał się piskliwy głosik. Na te słowa szybko odwróciłem się. Przede mną stała przed chwilą poszukiwana blondynka. 
-Abby! Błagam nie strasz mnie tak -krzyknąłem i objąłem mocno dziewczynę w tali. 
-Ale co ja zrobiłam? -zdziwiła się. Pokiwałem lekko głową i już miałem coś powiedzieć, ale mój telefon za wibrował. Odblokowałem ekran i spostrzegłem SMSa. Numer był zastrzeżony jak najszybciej zobaczyłem treść wiadomości: ,,Ładną masz tą blondyneczkę, smutno by Ci było gdyby coś jej się stało nieprawdaż? Uważaj na siebie i na nią. Ja Cię cały czas obserwuję Lynch...''. Przerażony zacząłem rozglądać się po całej galerii w poszukiwaniu osoby, która zachowywała by się dość podejrzanie. Nikogo takiego nie zauważyłem, zacząłem ciągnął Abby za rękę w stronę wielkich drzwi wyjściowych. 
-Ej gdzie idziemy mieliśmy iść na kawę.. -zaczęła dziewczyna.
-Nie mamy czasu.. -burknąłem.
-Ale chce mi się pić! -stanęła i tupnęła nogą w celu podkreślenia jej złości. 
-Zachowujesz się gorzej niż dziecko Taylor! -krzyknąłem.
- A ty gorzej niż kobieta po menopauzie! - równie głośno krzyknęła. Spojrzałem na nią złowrogo, po czym z powrotem chwyciłem jej rękę. Wszedłem do kawiarni i zamówiłem sok pomarańczowy. Wręczyłem go dziewczynie i znów zacząłem prowadzić ja w stronę wyjścia. Po chwili wepchnąłem ją do auta, sam zasiadłem na miejscu kierowcy. Ruszyliśmy z piskiem opon. Jechaliśmy w zupełnej ciszy, aby rozluźnić atmosferę włączyłem radio. Właśnie leciała moja ulubiona piosenka

*Oczami Abby*

Siedziałam wbita w fotel samochodowy, Ross jechał z dużą prędkością, także nie miałam jak oderwać się od siedzenia. Co chwile spoglądałam na palce blondyna, które z pozoru trzymały kierownice, ale jednak zdarzało im się zatańczyć rytmicznie do muzyki. Serce waliło mi niemiłosiernie. Bałam się, że przez przekraczającą szybkość pojazdu możemy spowodować jakikolwiek wypadek. 
-Ross... możesz troszeczkę zwolnić? -spytałam potulnie jak baranek. Chłopak spojrzał na mnie i na lusterko, które ilustrowało mu drogę za nami. Po chwili spojrzał z powrotem na mnie, po czym znów na lusterko. 
-Cholera! -krzyknął i nacisnął mocno gaz. Teraz jechaliśmy około 220 km/h. Unieruchomiona przez duży nacisk ciśnienia spojrzałam w lusterko, które znajdowało się po mojej prawej stronie. Za nami jechał masywny czarny JEEP. Po chwili ostro skręciliśmy w lewo. Samochód, który jechał za nami znikł. Spojrzałam na blondyna, który był bardzo skupiony na drodze. 



Nagle blondyn znów zamaszyście skręcił kierownice. Tym razem wjechaliśmy w leśną dróżkę, która wypełniona była dziurami. Wjechaliśmy bardziej w głąb lasu i nagle Ross się zatrzymał. Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i uchylił lekko drzwi. 
-Ross.. Co ty w nas wpakowałeś? -spytałam.
-Wysiadaj! -rzucił i wyszedł z auta zamykając za sobą drzwi. Po chwili dołączyłam do niego, blondyn zaczął iść w stronę rozłożystego dębu. podbiegłam do niego i jednym pchnięciem w ramię obróciłam go twarzą do siebie.
-Znowu to robisz! Jesteś zwykłym egoistycznym tchórzem! -wykrzyczałam mu w twarz. 
-A ty małym rozpieszczonym bachorem! -odkrzyknął.
-Odwieź mnie do domu i nigdy więcej się do mnie nie odzywaj. -powiedziałam spokojniej, ale nadal krzycząc.
-Czekaj. Masz telefon przy sobie? -spytał od czapy. 
-Mam, ale w samochodzie -pokazałam na pojazd, który stał za nami. 
-Ok, stój tu ja przyniosę swój -odezwał się. Otworzył drzwi do auta i zaczął coś tam grzebać. Ja zaczęłam rozglądać się po całym lesie. Nagle usłyszałam trzask drzwi samochodu i odpalający się silnik. Mój wzrok momentalnie przeniósł się z powrotem na samochód. Ross właśnie odjeżdżał dróżką, którą przed chwilą przyjechaliśmy. 
-Nie! Ross, kurwa! Nie zostawiaj mnie, co ty odpierdalasz?! -biegłam chwilę za samochodem wydzierając się na cały las. Po chwili straciłam siłę i zatrzymałam się w miejscu, upadłam na kolana i zapłakana schowałam twarz w rękach. Nie mogę uwierzyć... Zostawił mnie dlatego, że wymieniliśmy sobie kilka zdań w ciemnym i chłodnym lesie?! Nie, nie dam rady. Ok Abby myliłaś się on się nie zmieni, on zawsze będzie chamem.

*Godzinę później*

Siedziałam na pniu drzewa cała zapłakana. Robiło się coraz ciemniej. Nie ruszałam się z miejsca, bo pomyślałam, że wyjdzie to nie za dobrze. Mogłabym się jeszcze bardziej zgubić. telefonu nie miałam, więc nie mogłam do nikogo zadzwonić. Las zaczął powoli przybierać mroczne kolory i straszne odgłosy. Moja wyobraźnia zaczęła pesymistycznie podchodzić do każdej rzeczy. Wszędzie widziałam cienie ludzi w kapturach z pistoletami czy też z nożami. Chwyciłam się za głowę i zaczęłam po cichu szeptać:
-To tylko złudzenia Abby.
Nagle ciemność lasu rozjaśniły światła dochodzące z małej dróżki. Szybko spojrzałam w lewą stronę. Właśnie tam jechał podejrzany czarny samochód. Miałam ważenie, że jego światła oświetlały cały las. Jednym szybkim ruchem ukryłam się za drzewem, by nikt mnie nie zobaczył. Nagle samochód zatrzymał się centralnie przed miejscem, w którym przed chwilą siedziałam. Z auta wyszedł jakiś mężczyzna w czarnej bluzie z kapturem i okularami przeciwsłonecznymi. Nie mogłam go w ogóle rozpoznać. W ręku trzymał pistolet. Gdy to zobaczyłam serce zaczęło walić mi tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć...


~~
W końcu się zebrałam do napisania następnego
rozdziału ;)
Jejku już prawie 6000 wyświetleń <3 Dziękuje Wam miśki <3
Ogólnie liczę na wasze komentarze, ale miło by było poczytać
takie długie :o Uwielbiam czytać o tym co Wam się podobało 
czy też nie :) Także LICZĘ NA KREATYWNE 
DŁUGIE KOMENTARZE ^^

środa, 4 maja 2016

Rozdział 19- ,,Każdego ranka chcę budzić się przy Tobie.''

Nagle do sali weszła pielęgniarka. 
-Przepraszam, ale musi pan wyjść -odparła na co od razu się od siebie oderwaliśmy.
-Ale dlaczego? -rzekł oburzony blondyn.
-Ponieważ wstęp tutaj ma tylko rodzina pani Taylor -powiedziała ze stoickim spokojem. Chłopak spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Odesłałam mu skromny uśmiech, po czym pocałowałam go w policzek i powiedziałam: 
-Musisz iść Ross 
-Kiedy się zobaczymy? -spytał. 
-Zapewne jak wyjdę stąd...
-Co?! Przecież to jeszcze nie wiadome kiedy wyjdziesz. Nie wytrzymam tyle bez Ciebie -rzekł załamany. 
-Wytrzymasz! Wierzę w Ciebie Rossy -odparłam.
-Zrobię wszystko, żeby Cię stąd wyciągnąć... -szepnął mi do ucha i opuścił salę wraz z pielęgniarką. Usiadłam na łóżku i podparłam się rękami o kolana. Jeju... nie wierzę, że Ross wyznał mi miłość. Ten sam Ross, który był bezczelny, wulgarny, mało romantyczny. Nie jestem pewna czy on aby na pewno się zmienił. Czy nie chce tylko stwarzać dobrych pozorów? To co się teraz dzieję w mojej głowie jest nie do opisania. Mam pełno myśli, które wierzą w to, że Ross się naprawdę zmienił, ale jest też sporo, które twierdzą, że Ross tylko udaję.. Uwierzyć mu? Ugh.. Powoli pasuję do tego miejsca... 

*Miesiąc później* 

Jest piątek... Godzina 16:30. Nadal jestem w tym pieprzonym psychiatryku. Przysięgłam sobie, że nie będę nic mówić ani policji ani psychologom. To nie ich sprawa jak ,,szczegółowo'' wyglądała śmierć Seleny. Właśnie leżałam na łóżku i gapiłam się bezczynnie w sufit. Byłam sama nie miałam nikogo do rozmowy. Telefon mi zabrali, tata nie może być ze mną 24 na dobę, moi bracia też. Mama w ogóle nie raczyła wrócić z Hiszpanii, chociaż była informowana o moim pobycie w tym jakże cudownym szpitalu. Ross nie ma tutaj wstępu, gdyż nie jest moją rodziną... Podobnie jest z Anną, Rydel i resztą rodziny Lynch'ów. Nagle usłyszałam pukanie do moich drzwi, rzuciłam krótkie ,,proszę''. Po chwili zza drzwi wyłonił się tata, Luke i Alex. 
-Kto wraca do domu?! -krzyknął podekscytowany Luke.
-Nasz księżniczka! -odkrzyknęli mu tata i Alex. 
-Co naprawdę? -zdziwiłam się -Wracam do domu? -spytałam z niedowierzaniem. 
-Tak kochanie -odezwał się tata. Ja szybko podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Po chwili dołączyli do nas Alex i Luke. Po około  30 minutach byłam już w swoim domu. Gdy tylko otworzyłam drzwi wzięłam głęboki oddech. Tak Taylor jesteś w domu~ krzyczało moje sumienie. W końcu życie bez stresu, bez ograniczenia. Pobiegłam od razu do swojego pokoju. Gdy zobaczyłam swoje jakże starannie pościelone łóżko bez wahania rzuciłam się bezwładnie na nie. Tego mi brakowało. przepełniona radością usnęłam. Ze snu wyrwała mnie nagła fala ciepła, która we mnie uderzyła. Po chwili poczułam również słodki zapach czekolady. Ten zapach miał tylko jedynego właściciela, właściciela, którego doskonale znałam. Otworzyłam oczy.
-Ross? -spytałam leniwie przeciągając się na łóżku. Chłopak opierał się na łokciach, a jego twarz była kilka centymetrów nade mną. Lekko się uśmiechnął i zamrugał swoimi piwnymi oczami. 
-Mhm.. -mruknął -Czemu siedzisz cały czas w domu? Chodź gdzieś wyjdziemy -westchnął zachwycony. 
-No nie wiem, nie chce nigdzie wychodzić -ciągnęłam bez entuzjazmu. 
-Nie daj się prosić -chłopak chwycił mnie mocno i podniósł na swych silnych rękach. Zaczęłam piszczeć i mocno chwyciłam go za szyję -Nie bój się nie upuszczę Cię! -odezwał się blondyn. Po krótkiej sprzeczce zdecydowaliśmy, a raczej Ross zdecydował, że pojedziemy do galerii handlowej. Po około 10 minutach byliśmy na miejscu. Była godzina 19:30, a na dworze nadal świeciło słońce. Za to właśnie kocham Los Angeles. Weszliśmy do wielkiego centrum handlowego przez ruchome drzwi. Pierwsze co zobaczyłam to zajebisty crop top
-Aaa.. -pisnęłam - Boziu, boziu muszę go mieć! -krzyczałam jak opętana. 
-No i już żałuję, że tu Cię zaciągnąłem -blondyn złapał się za swoje ucho -Ogłuchnę tu przez Ciebie! - krzyknął z wyrzutem. Ja tylko wywróciłam oczami, złapałam go za rękę i zaczęłam prowadzić do sklepu. Po paru minutach wyłoniłam się z przebieralni przebrana już w to niebiańskie ubranko. 
-I jak? -zaczęłam prezentować się jak modelka. 
-No warto było stracić słuch dla takiego widoku -zaśmiał się. Nagle rozległ się dzwonek z jego kieszeni -Wybacz mi na chwilę. 
Z racji tego, że nie miałam co robić wzięłam się za przebieranie rzeczy. Może jeszcze coś fajnego znajdę? 




*Oczami Rossa*

Wyszedłem ze sklepu i szybko odebrałem telefon
-Halo? 
-Ross słuchaj jest sprawa i to dość ważna... -usłyszałem. 
-Patrick? Co jest? 
-Kojarzysz nazwisko ,,Miller''? -zapytał.
-Miller? Hmm...Nie? Raczej nie -odparłem -Czekaj! To ten gość, którego zabiłem bo zabił starego Jonasa?! 
-No nie do końca.. Teraz chodzi o jego brata. Dowiedział się, że to ty zabiłeś ,,ślepego'' (takie przezwisko xd~ aut.) i chce się na tobie zemścić! 
-Jak?! 
-Chce Cię zabić Ross! Błagam uważaj na siebie! -krzyczał do słuchawki. 
-Nie przejmuj się mną, dam sobie radę. Nie raz już w takich sytuacjach byłem...
-Wiesz co jest w tym najgorsze?! Że on Cię widział dzisiaj z jakąś blondynką i powiedział, że ją też zabiję! -wrzeszczał. Na jego ostatnie słowa zamarłem.
-Abby! -krzyknąłem i wrzuciłem telefon do kieszeni. Od razu ruszyłem w stronę sklepu w którym przed chwilą widziałem się z blondynką. Zacząłem rozglądać się po całym sklepie. Ani śladu po blondynce....




________________________________________________________

Eloo <3 
Troszkę krótki ten rozdział i w dodatku nudny ;/ 
Czy wy też tak macie, że jak piszecie nowy rozdział to na początku nie macie w ogóle weny, a na koniec dodali byście setki różnych rzeczy?! To jest takie głupie... 
Mega nudny ten rozdział, ale w następnym się postaram obiecuję :* 

Jak Wam minął weekend majowy? Byliście poszaleć? :D 


CZYTASZ= KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ 
MOTYWUJESZ= ROZDZIAŁ JEST SZYBCIEJ OPUBLIKOWANY ;)